Jolanto ! zacytowałam fragmenty Twojej wypowiedzi, bo pośród morza słów wyłonił się przed moimi oczami dość przerażający obraz.jolanta pisze:Rozumiem Was wszystkich i współczuję Wam (...) Teraz każde z nich jest na swoim, każde trzyma dietę z jakimiś turbulencjami po drodze, bo nadal sie buntują. (...) Naukowcy myślą jak Wam pomoc aby jeść wszystko i nie cierpieć. (...) Ja chciałam tak straszyć moja córkę (...) Uciekałam sie do takich metod ,bo juz nie wiedziałam jak ja zmusić do trzymania diety, jako dorosła sama decyduje. Teraz ją przestrzega, ale też ze zmiennym szczęściem. Myślę, że każdy chory ma złe i dobre dni, czasami zje cos zakazanego. Cóż jest tylko człowiekiem.
Wydaje mi się, że traktujesz celiakię (czy raczej dietę bezglutenową) jako straszną tragedię, podczas gdy można z nią żyć zupełnie normalnie, nie przeżywając straszliwych mąk duchowych na widok każdego glutenowego okruszka. Nie trzeba być w tym celu jakimś tytanem samodyscypliny. Ja sama odkąd jestem na diecie, świadomie nic glutenowego nigdy nie zjadłam i nawet nie przyszło mi to do głowy. Mam wrażenie, że podobnie podchodzi do tego większość forumowiczów, zarówno będących na diecie od dziecka jak i uświadomionych później. Z tego co czytam na forum i z moich własnych doświadczeń, wynika natomiast, że spożycie (np. nieświadome) nawet niewielkiej ilości glutenu ma fatalny wpływ na samopoczucie i normalne funkcjonowanie umożliwia tylko absolutnie przestrzegana dieta.
Odnoszę też wrażenie, że przedstawiałaś tę chorobę w niewłaściwym świetle swoim dzieciom. Koncentrowałaś się na straszeniu i negatywnych skutkach diety, ewentualnie na żałowaniu „biednego, chorego dziecka” zamiast przedstawić pogodną i przemyślaną wizję życia bez glutenu. Być może zbytnio akcentowałaś jakim strasznym poświęceniem jest dla Ciebie prowadzenie „podwójnej” kuchni (BTW moja mama automatycznie przestawiła się na bezglutenowość i w zasadzie większość tego co gotuje, nie zawiera już mąki). I niechcący obrzydziłaś im dietę bezglutenową jako taką. Być może widzą ją jako coś do czego zmuszała mama w dzieciństwie (jak noszenie ciepłych majtek zimą), a nie jedyny sensowny sposób na życie.