ja, paradoksalnie, najczesciej korzystam z wikipedii jako... tlumacza. Wyobrazcie sobie np wzmianke o kolejnym zielsku czy nieznanej mi blizej czesci ciala (chocby ostatnio przeze mnie 'odkryte' kosmki jelitowe. Mam co prawda grube tomisko PWN/Oxford, ale nie zawsze wystarcza... Slowo wpisuje po angielsku, a jesli, jak w przypadku roslinek, opis nic mi nie mowi, przelaczam na jezyk polski i - voila... Nadal nic nie mowi

- noga jestem z botaniki

Poza tym, musze przyznac, ze moim zdanem sporo jest artykulow rzetelnie opracowanych, a jak brak przypisow w artykule (czyli pisany na zasadzie: cos mi sie kiedys obilo o uszy) to traktuje podejrzliwie. Pod tym wzgledem angielska wersja jest bardziej zdyscyplinowana...