moja rodzina również uważa, że lekarze służą do wynajdywania chorób, więc lepiej ich omijać.
opłatkiem w rodzinie dzielimy sie bezglutenowym, gdy jestesmy na masowym lamaniu to skladamy zyczenia rodzinnie tzn my czestujemy oplatkiem, maz jako przedstawiciel lamie i zjada gluta, gdy jestem gdzies sama to łamie i nie jem, nie chce mi sie juz kazdemu tłumaczyc
mąż sobie chwali ze jestesmy na diecie, bo po kilkunastu latach małżeństwa żona (antytalencie kucharskie) zaczeła piec placki, robic przetwory i dobrze gotuje
gdziekolwiek idziemy to zawsze z wielką torbą tzn z własnym prowiantem, usłyszałam kilkakrotnie że jesteśmy najfajniejszymi gośćmi, bo przychodzimy z wałówką
nasze pierwsze święta bg odbyly sie u moich rodziców, okazalo sie ze nic z przygotowanych przez nich potraw sie nie nadawalo. Drugie zrobilismy sami u siebie, trzecie znow u rodzicow, bylo juz duzo lepiej, teraz byly czwarte, u nas - rodzice przywiezli ze soba większość dań, bo pewnie moje bg nie wyjda dobre. ehhehe
za to święta spędziliśmy u nich i wyszło szydło z worka (dzieci po wizytach u dziadków zawsze wracały chore). Dziadek przelewa tani keczup ze sloika do opakowania plastikowego dozwolonego keczupu, w roladzie byla musztarda glutowa, bo akurat naszej nie bylo w sklepie, za to wszystkie mięsa były smazone na mące kukurydzianej (mimo iz koncentrat bg byl w domu) i podawane byly rodzinie z komentarzem, ze niedobre bo to na mojej mące!
rodzice wiedza ze jestesmy chorzy, czytali artykuły, zdają sobie sprawe z wagi choroby, opowiadaja na mieście (tzn robia obciach) ze jesli tylko cos zjemy glutowego to jestesmy nerwowi, rozdrażnieni, wręcz agresywni! na dodatek dostajemy biegunek z krwią!
tylko nadal nie rozumiem dlaczego w takim razie kupują rzeczy niedozwolone, dlaczego oszukują...