dieta bezglutenowa a savoir vivre

Jak sama nazwa wskazuje...

Moderator: Moderatorzy

Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

dieta bezglutenowa a savoir vivre

Post autor: Magdalaena »

W trakcie mojego wyjazdu wakacyjnego do Rumunii starałam się jeść i zachowywać jak najnormalniej - w tym trafiać do tych knajp, co moi towarzysze. I dopiero tam dopytywać się kelnerów, co mogę zjeść. Ale ostatniego dnia mieliśmy strasznie mało czasu na zjedzenie obiadu, a knajpka, gdzie weszliśmy okazała się pizzerią (tylko pizze, spaghetti i lody). Ja krygowałam się, że wypiję kawę, a potem zjem coś z suchej karmy w autokarze, ale naprawdę miałam ochotę na porządny ciepły posiłek. Razem ze mną byli nie moi bliscy przyjaciele tylko ludzie poznani na wakacjach, którzy słyszeli o mojej diecie, ale oczywiście nie znali jej zbyt dobrze. Na szczęście byli tak mili, że poszliśmy do innej restauracji, gdzie dostałam kurczaka z grilla i mamałygę.

Ale zaczęłam się zastanawiać, jak na dalszą metę powinnam sie zachowywać w takich sytuacjach. Czy powinnam jednak siedzieć głodna nad kawą w pizzerii ? Czy szukać sama innego jedzenia ? Czy skłonienie tych ludzi do zmiany lokalu (na potencjalnie inny droższy) nie było nieuprzejme z mojej strony ?
Czy na eleganckim przyjęciu bezglutenowiec może dopytywać się (kelnera ?) o skład potraw ? Czy bardziej wytwornie będzie poprzestać na wodzie mineralnej i oliwkach ?
Czy w restauracji np. na jakimś business lunchu wypada absorbować czas i uwagę kelnera przez dłuższą chwilę konieczną dla przedyskutowania menu ?
Czy wypada zadzwonić wcześniej np. przed weselem i oczekiwać dania przygotowanego specjalnie dla nas ? Zresztą czy można liczyć na jego bezglutenowowość ?

I stanowczo nie mam tu na myśli niedzielnego obiadku u mamusi, która ma nawet bułkę tartą bg czy imprezki u starego kumpla, gdzie oprócz tortu na stole są bakalie i owoce, a torebka po chipsach nie została wyrzucona (śmiesznie brzmi taki tekst „Nie martw się Magda - pamiętałam i zostawiłam dla Ciebie torebkę po chipsach”).

Co myślicie o tym ? Jak się zachowujecie ?
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
Wojtek

Post autor: Wojtek »

Myślę, że jak najbardziej wypada się dopytywać o skład potraw. Przynajmniej nikt w stosunku do mnie nie okazywał jakiegoś zniecierpilwienia, czy czegoś podobnego. Na dużych imprezach zawsze proszę kucharza (bo kelnerzy na ogół nie wiedzą o co chodzi), który mniej więcej sie orientuje w temacie , i o wszystko go wypytuję. Czasem się nawet zdarzy, że jesli nic nie ma, to coś mi wymyśla.
Co do wesel to, to czeka mnie wkrótce taka impreza. Młodzi wiedzą o diecie i idę z nimi ustalać menu, (mogą zresztą zrobić to tez sami) i mam nadzieję, że z głodu nie padnę.
Natomiast na szczęście nie przytrafiło mi sie iść do knajpki z ludźmi których znam mało, a ci z którymi chodzę (niestety bardzi rzadko) wiedzą o co chodzi i idziemy tam gdzie jest np. grill.
Maja113
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 20
Rejestracja: sob 16 cze, 2007 18:49
Lokalizacja: warszawa

Post autor: Maja113 »

Witajcie!
ja bylam ostatnio na weselu i Panstwo mlodzi zamowili dla mnie osobne menu, ktore wczesniej ustalilismy. kelnerzy na poczatku podeszli do mnie i sie zapytali czy to JA jestem na diecie , po czym pierwsza potrawe podali mi rosol z makaronem.... to tyle na temat spostrzegawczosci kelnerow! dla osob wybierajacych sie na wesela to polecam by jadnak na stole stalo w waszym poblizu jakies dobre jedzonko bezglutenowe caly czas. bo ja jak piesek czekalam na swoje danka(ktorych dodatkowo okazalo mialam mniej niz inni bo lody, ciasta i tort byl niezastapiony) i po 2 kieliszkach wina, z glodu skusilam sie na galaretke dla zwykłych ludzi...jak łatwo sie domyslic impreza skonczyla sie dla mnie dosc szybko!
natomiast wydaje mi sie ze gdziekolwiek mamy prawo zajmowac kelnerom i innym tyle czasu ile potrzebujemy!w koncu nie jestesmy jakimis wyrzutkami i mamy prawo tak jak inni ludzie zostac odpowiednio obsluzeni! a jesli juz koniecznie musze isc do restauracji,pizzeri, MC Donalda gdzie kompletnie nie moge liczyc na menu i wyrozumialych towarzyszy to najadam sie wczesniej w domku a potem pije tylko wode.
Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Magdalaena »

Maja113 pisze:jesli juz koniecznie musze isc do restauracji,pizzeri, MC Donalda gdzie kompletnie nie moge liczyc na menu
Co jak co, ale McDonald to dla mnie akurat sprawdzone miejsce. Podają składniki produktów i zawartość alergenów, a akurat precyzyjne wykonanie planu mają tam opanowane bardzo dobrze (był kiedyś takie artykuł w GW, gdzie pani od higieny żywienia stwierdzała, że owszem żywienie się stale w McD podniesie nasz cholesterol i wagę, ale podczas incydentalnego posiłku możemy być pewni, że nas czymś nie strują).
Zwykle zamawiam colę, sałatkę szefa z sosem balsamicznym lody w kubeczku. Bezpieczne są także frytki. Żeby tylko było to miejsce nieco bardziej eleganckie.
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ola*
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 441
Rejestracja: śr 15 lut, 2006 10:41
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Ola* »

Temat wątku bardzo ciekawy.
Długo się zastanawiałam jak to jest w moim życiu. Jak jest naprawdę, a nie jak chciałabym żeby było. Myślę, że zawsze staram się walczyć o możliwość zjedzenia bezglutenowego.
Na wszelkich imprezach w stylu konferencje, wesela - dopominam się o jedzenie dla mnie. Jak na razie - zawsze skutecznie.
W przypadku konferencji - wychodzę z założenia, że skoro zapłaciłam, mam prawo zjeść. Jak dotąd - a kilka razy w roku jestem na jakimś takim wyjeździe - nigdy nie głodowałam, mogłam liczyć na wyrozumiałość pań w Kuchni.
Jeśli chodzi o wesela - to wychodzę z podobnego założenia - Państwo Młodzi płacą za moje wyżywienie i to niemałe pieniądze. Więc chyba robią to, po to żeby mnie nakarmić. A skoro tak, to mam prawo domagać się czegoś co mogłabym zjeść.
Chyba jednak lepiej jest wcześniej poinformować o diecie niż znaleźć się w sytuacji, w której pan czy pani domu stawiają przed Tobą potrawę, a Ty mówisz, dziękuję ale nie. Byłam kiedyś w takiej sytuacji i wtedy to już ogóle jest dziwnie - z jednej strony ktoś się napracował, zależy mu na tym, aby goście wyszli zadowoleni - i nagle zostaje postawiony przed faktem, że nie ma czego podać.

Maju - współczuję Ci takiej sytuacji na weselu. Ja w tym roku byłam na dwóch imprezach i muszę powiedzieć, że na obydwu Państwo Młodzi (i kuchnia) spisali się na medal. W jednym z przypadków Pani się prawie na mnie obraziła jak spytałam czym zagęszczana jest zupa.

Zastanawiam się co bym zrobiła w sytuacji, którą opisuje Magdalaena - gdy idę do knajpy z grupą osób niezupełnie mi bliskich. Rzadko coś takiego mi się zdarza. Zazwyczaj w każdym miejscu można dostać frytki, ale załóżmy, że chodziłoby o pizzerię - pewnie zachowałabym się tak Magdalaena - udawała że nic się nie dzieje w nadziei, że moi znajomi będą na tyle uprzejmi, żeby zmienić zdanie.
Na ostatniej konferencji zgadałam się z kilkoma osobami, za każdym razem jak wychodziliśmy na miasto pierwsi dbali o to, żebym miała co zjeść.
Ostatnio zmieniony wt 04 wrz, 2007 18:29 przez Ola*, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Magdalaena »

Ola* pisze:Jak jest naprawdę, a nie jak chciałabym żeby było. Myślę, że zawsze staram się walczyć o możliwość zjedzenia bezglutenowego.
A ja czasami boję się, że ludzie zapamiętają mnie jako Tę Dziwną Grubaskę, Która Nie Może Jeść Mąki. Że całkowicie umkną im moje poglądy polityczne, teorie prawnicze, ulubione lektury, bo okaże się że procentowo najwięcej mówiłam o jedzeniu. Dlatego w towarzystwie mało znanych osób wolę po prostu powiedzieć „nie, dziękuję” niż opowiadać, dlaczego nie zjem paluszka. Wolę mówić o swojej diecie jak najpóźniej, tak żeby nowy znajomy miał już jakiś wyrobiony pogląd na moją osobę.
Ola* pisze:Zazwyczaj w każdym miejscu można dostać frytki
Ufasz takim nieznanym frytkom ? Bo ja mam wątpliwości. W końcu zapewne są to mrożone frytki ze sklepu , a część frytek sprzedawanych w markecie ma w składzie gluten.
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
Awatar użytkownika
Ola*
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 441
Rejestracja: śr 15 lut, 2006 10:41
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Ola* »

Magdalaena pisze:A ja czasami boję się, że ludzie zapamiętają mnie jako Tę Dziwną Grubaskę, Która Nie Może Jeść Mąki. (...)
Cóż powiedzieć... Pewnie coś w tym jest, ze natura ludzka jest dziwna. Chociaż mam pewne podejrzenia że Ci sami ludzie, którzy zapamiętaliby Cię jako osobę Która Nie Może Jeść Mąki w innym przypadku zapamiętaliby Cię jako Osobę z Pryszczem na Nosie, albo w Tę w Dziwnej Kiecce (bez urazy, to przykład tylko ;) )
Z drugiej strony - dieta bezglutenowa jest jakby częścią mnie i udawanie że "nic się nie dzieje" może tylko wpędzić mnie w coraz trudniejsze dla mnie sytuacje. Tak naprawdę osoba kulturalna, dobrze wychowana, taka która nas lubi powinna do diet podejść ze zrozumieniem i nigdy nie stawiać nas w sytuacji, w której siedzimy nad szklanką herbaty gdy cała reszta towarzystwa zajada aromatyczną pizzę. Powiedzmy że w praktyce bywa z tym różnie, aczkolwiek ja mam wrażenie, że na swojej bezglutenowej drodze ;) spotkałam więcej pozytywnych przypadków niż negatywnych.
Magdalaena pisze:Dlatego w towarzystwie mało znanych osób wolę po prostu powiedzieć „nie, dziękuję” niż opowiadać, dlaczego nie zjem paluszka.
W przypadku jednego paluszka, też bym powiedziała nie dziękuję. Ale gdyby kwestia miała się rozchodzić o to czy będę głodna, to już co innego...
Ola* pisze: Ufasz takim nieznanym frytkom ? Bo ja mam wątpliwości. W końcu zapewne są to mrożone frytki ze sklepu , a część frytek sprzedawanych w markecie ma w składzie gluten.
No cóż prawda jest taka, że ufam. Może nigdy się nad tym nie zastanawiałam i może będę musiała zweryfikować swoje poglądy... Jedyne co sprawdzam, to czy mają osobną frytkownicę - czy nie jest tak, że w tym samym tłuszczu smażą frytki i kotlety.
Awatar użytkownika
kabran
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1838
Rejestracja: sob 22 paź, 2005 09:52
Lokalizacja: Lublin

Post autor: kabran »

Bardzo ciekawy temat, musiałam go gruntownie przemyśleć...
Magdalaena pisze:zaczęłam się zastanawiać, jak na dalszą metę powinnam sie zachowywać w takich sytuacjach.
Jak do tej pory nigdy nie byłam w sytuacji, w której wychodzę gdzieś z ludźmi, którzy nic nie wiedzą o mojej diecie (a moja dieta jest dużo...hmmm...drastyczniejsza, niż Wasza). Ale raczej starałabym się wytłumaczyć - nie mogę jeść tego czy tamtego i już. Jak do tego podejdą - to ich sprawa, zostawiłabym im decyzję, czy pójdą ze mną szukać czegoś "dla wszystkich", czy spotykamy się za godzinę. Bo ja też muszę jeść, chociaż na to nie wyglądam. ;)
Magdalaena pisze:Czy na eleganckim przyjęciu bezglutenowiec może dopytywać się (kelnera ?) o skład potraw ? Czy bardziej wytwornie będzie poprzestać na wodzie mineralnej i oliwkach ?
Ja tak robiłam, ale starałam się robić to dyskretnie. Tzn. nie przy stole i nie kelnera (który nic nie wie, nie on to robił). Idę do kuchni i biorę kucharza w krzyżowy ogień pytań. Ostatnio byłam na chrzcinach mojej siostrzenicy i aż mi kucharza było szkoda, bo nie dość że ja bezglutenowa, to moja siostra bezmleczna. W zasadzie można byłoby machnąć ręką, jeden obiad mogłabym "przeczekać" o szklance wody i Nutridrinku, ale niby dlaczego? Na samych oliwkach (zakładając, że będą) i wytworności długo się nie pożyje.
Magdalaena pisze:I stanowczo nie mam tu na myśli niedzielnego obiadku u mamusi, która ma nawet bułkę tartą bg czy imprezki u starego kumpla,
No to po raz kolejny muszę wyrazić szczerą zazdrość. Bo ja na niedzielnym obiedzie u mojej mamusi rzadko kiedy mogę coś zjeść. Przykład? Proszę: zaproszona wraz z rodziną (czyli córką), siadamy do stołu, na półmisku niby wszystko o.k., ale gustownie polane bułką tartą z masłem (normalną, dla jasności, nie bg). Na moje pytające spojrzenie odpowiedź - "no, to dla ciebie w garnku, nie polane". I irytacja, że znowu coś komplikuję. Już mi nawet ręce nie opadają, bo chyba się przyzwyczaiłam. ;)
Ola* pisze:Chyba jednak lepiej jest wcześniej poinformować o diecie niż znaleźć się w sytuacji, w której pan czy pani domu stawiają przed Tobą potrawę, a Ty mówisz, dziękuję ale nie.
Magdalaena pisze:A ja czasami boję się, że ludzie zapamiętają mnie jako Tę Dziwną Grubaskę, Która Nie Może Jeść Mąki.
Wiecie, a ja bym chciała, żeby w końcu ktoś coś zapamiętał. Cokolwiek. U mnie w pracy najbliższe koleżanki wiedzą o diecie, tłumaczyłam im setki razy, na czym polega. I wciąż mam sytuacje, które doprowadzają mnie do rozpaczy: "no, pączka to pani nie proponuję, bo tłusty, ale może wafelka? Też nie??? :zdziw: " Nie!!! Albo: "No, dużo pani traci, że pani nie może tego sernika" Ludzie z wyższym wykształceniem, biolodzy.... To jest powód do załamki chyba, nie? Beton totalny. :diabelek: Dlaczego dobre wychowanie ma obowiązywać tylko mnie? Dlaczego to ja mam się krygować, krępować, że kogoś postawię w niezręcznej sytuacji? Ja jestem w takich sytuacjach stawiana notorycznie. I zaczynam olewać te zdumione spojrzenia, jak na "pracowej" imprezce wyciągam z biurka swoją kanapkę, swoje ciastka.... Nie mam zamiaru wtajemniczać każdego w arkana swojej choroby, tłumaczyć po 10 razy co to jest gluten, dlaczego nie mogę i czemu, na Boga zgodziłam się na kolektomię. To są moje intymne sprawy. Nic nikomu do tego. Ale jak każdy człowiek mam prawo do jedzenia tego, na co mam ochotę, co mogę i co mi nie szkodzi. Prawo, nie przywilej.
Joj, ale się uniosłam.... :oops:
The quickest way to an enemy's heart is through his ribcage.
Nie, nie jestem lekarzem... I mam Crohna.
Obrazek
Awatar użytkownika
GUTEK
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 276
Rejestracja: ndz 24 wrz, 2006 17:12
Lokalizacja: SIERADZ

Post autor: GUTEK »

<brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> <brawo> Ja też na imprezki z udziałem dzieci zabieram bg jedzenie i raczej wszyscy z przejęciem wysłuchują historię choroby mojego syna. Na urodziny u kolegi Artura przynoszę słodycze bg, na komunię w rodzinie też pojemniczki z obiadkiem do ewentualnego podgrzania. Zawsze mówię otwarcie o diecie mojego dziecka i cierpliwie tłumaczę każdemu z osobna co i jak. Ale prawdopodobnie inna jest reakcja otoczenia z powodu choroby dziecka a inna w przypadku dorosłego. Bardzo wzruszyła mnie koleżanka, która na organizowanego wspólnie sylwestra (dzieci też były zaproszone) upiekła babkę bg.
Na diecie od 15.03.2011
Awatar użytkownika
GosiaM
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 866
Rejestracja: pn 24 maja, 2004 22:49
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: GosiaM »

kabran pisze:Joj, ale się uniosłam....
mi się Twoja wypowiedź podoba, Ty się nie uniosłaś, Ty napisałaś to szczerze
kabran pisze:na niedzielnym obiedzie u mojej mamusi rzadko kiedy mogę coś zjeść
szczerze Ci tego współczuję. U mnie obydwie babcie gotują dla Asi bezglutenowo.
Poza tym postępuję podobnie jak Gutek. Jeśli gdzieś idziemy to jedzenie zabieram ze sobą i tłumaczę.... opowiadam.... o celiakii i diecie. Wkurzam się jeśli ktoś się zaczyna nad Asią użalać.
Awatar użytkownika
Sheep
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1431
Rejestracja: czw 15 gru, 2005 20:36
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sheep »

Problem zachowania się jest dla mnie niejednoznaczny...
No bo tak: jeśli jest się w grupie (np. na studiach), w obcym miasteczku - dajmy na to na praktykach terenowych, i wszyscy grupowo idą na pizzę, to nie ma siły, będzie dla mnie dramat. Chyba, że znajdę kogoś, kto pizzy nie lubi i ruszymy na poszukiwanie frytek. Jeśli nie znajdę, pójdę sama i będzie mi przykro - zawsze fajniej zjeść ze znajomymi, niż samemu. A jak się nie znajdzie alternatywy..?

W pracy osoby, z którymi się znam bliżej (siedzimy w pokoju), wiedzą, że jestem bezglutenowa, ale jest to dla nich raczej hasłowe - kolega potrafił się długo pytać, czy w takim razie mogę jeść pączki albo pizzę, ale on chyba rzeczywiście nie zaprząta sobie głowy procesem produkcyjnym jedzenia i to nie było złośliwe.

Generalnie ludzi to chyba trochę ciekawi, trochę szokuje, niektórych w ogóle nie obchodzi - ale nikt nie chce się zagłębiać, na zasadzie, że skoro to takie okropne, to ja wolę nie wiedzieć :027:
Nie chodzi mi wcale o to, żeby każdemu napotkanemu wykładać o celiakii, zresztą czasem wcale nie mam chęci mówić, czemu na obiad w pracy zamawiam z kateringu ziemniaczki i surówkę, bez pysznego kotlecika czy naleśnika.

Znajomi wiedzą, niektórzy głębiej indagują, ale większość przyjmuje do wiadomości fakt "dziwnego odżywiania" i ma nastawienie: ok, radź sobie sam z tym czymś.
Aczkolwiek raz poszliśmy ze znajomymi z roku do ogródka piwnego (ja piłam wino, na szczęście było), przyniosłam ze sobą wielką paczkę chrupek kukurydzianych i zeżarli mi bez pardonu całość z wielką chęcią :D

Jak mieliśmy pracową wigilię w jakiejś knajpie, to menu było podane przedtem i poprosiłam naszą sekretarkę żeby podali, co jest bez mąki, a na samej imprezie wypytałam kucharza dokładnie. Nie było bolesne, a przynajmniej mogłam jeść bez obaw.
Generalnie staram się, żeby mnie mało obchodziło, że patrzą na mnie jak na głupią często, co to jakieś dziwactwa wymyśla...

Kilka dni temu mieliśmy piknik rodzinny, też z pracy, było mnóstwo jedzenia z grilla, ale z alkoholu niestety tylko piwo.
Wkurzyłam się, bo nawet nie było skąd wziąć wina (nie żebym musiała pić, ale chciałabym mieć możliwość po prostu). Wkurzenie stało się motywacją i wygrałam konkurs strzelniczy (strzelanie z wiatrówki), w którym nagrodą była flaszka porządnego trunku :D
A co do jedzenia, to pytałam pana kucharza, co stał przy grillu, patrzył nieufnie, ale wiedzy dostarczył. Chyba nie ściemniał, bo raczej nic mnie nie bolało po fakcie.

Skoro się już tak rozpisałam, to wybaczcie, ale jeszcze jedną pieczeń sobie upiekę.
Trafiłam w sierpniu do szpitala zakaźnego w Warszawie z podejrzeniem zapalenia opon mózgowych. Zakaźny ma opinię bardzo dobrego szpitala. Przyjęli mnie po południu, wiadomo, jedzenie nie przysługuje, ale miałam wałówkę z domu. Powiedziałam siostrze oddziałowej, że jestem na diecie. Trochę się spłoszyła na dźwięk "bezglutenowa", ale wszystko ok, będzie będzie. Na śniadanie następnego dnia dostaję tackę zafoliowaną (szpitalom się podobna opłaca katering), a na niej pięć pachnących kromek pszennej bułeczki, masełko i serek biały. Masełko i serek utaplane w okruszkach. Trochę się tego spodziewałam, ale jednak miałam nadzieję...Obiad był ok, a na kolację znów - pszenna bułeczka. Za to bez żadnych warzyw, no bo w końcu dieta :galy:
A potem był 15 sierpnia i święto i nikt nie miał głowy, więc śniadania i kolacje miałam w tak zwanym własnym zakresie. Jak panie przynosiły, to ja mówię, że niech nie dają, bo i tak nie mogę. A one, że nic innego nie mam. I do końca pobytu (na szczęście tylko kilka dni) dostawałam tę nieszczęsną pszenną bułę, mimo licznych tłumaczeń... bardzo możliwe, że nie zawalczyłam o swoje wystarczająco mocno z racji niedomagania - ale w końcu jaki to problem dla szpitala kupić ryżowe chrupki! :zdziw:

Uch, chyba się musiałam wypisać :oops:
Obrazek
Awatar użytkownika
Małgorzata
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1579
Rejestracja: pn 03 sty, 2005 22:56
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Małgorzata »

Jak sobie tak czytam, że nawet w szpitalu człowiek musi się sam przejmować swoją dietą to myślę, że przed nami pracy na długie, długie lata...
A co by było gdyby Sheep była osobą samotną, bez rodziny i tak bardzo chorą, że nie mogłaby sama zadbać o własny prowiant? Skutek łatwy do przewidzenia... :<
Obrazek
Awatar użytkownika
Monika23
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 119
Rejestracja: sob 26 mar, 2005 12:00
Lokalizacja: Żyrardów

Post autor: Monika23 »

To wszystko kwestia dobrej woli kelnerów i kucharzy. Ja ostatnio byłam na weselu (swoim własnym :D ). Powiedziałam Panu od którego wynajmowaliśmy salę i nie robił problemów. Byłam wręcz zaskoczona kiedy zadzwonił i poprosił o przywiezienie mąki bezglutenowej bo będzie robił dla mnie kluski śląskie (moje ulubione). Kelnerzy co jakiś czas podchodzili i pytali czy może dołożyć mi mojego chleba itp. Od razu powiem, że wesele cenowo było przystępne, nie była to jakaś knajpa z górnej półki. Pan starał się tylko aby klient był zadowolony, trochę poszukał, poczytał i wiedział czego mogę a czego nie.
Więc nie wstydźmy się siebie i nie myślmy że zawracamy komuś głowę, bo wiele osób chętnie nam pomoże.
Awatar użytkownika
Trillion
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 88
Rejestracja: śr 30 lis, 2005 14:37
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Trillion »

Ja tam z zaufaniem mam problemy, bo kilka razy zaufalam... Raz jadalam miesiac na prywatnej stancji (kiedy pracowalam jako tlumacz na drugim koncu Polski). Codziennie sie zarzekali ze pilnuja sie tego co wyjasnilam... i po miesiacu kiedy juz mocno mnie klulo w zoladku i lecialam z odpornosci w koncu kucharz sie przyznal, ze nie sadzil, zeby to co mi serwowal dalo sie zjesc bez maggie i vegety i czegostam jeszcze, przeciez to sie tak serwuje itd. Obrzydliwa jest bezsilnosc w takich sytuacjach. Moze jednorazowo czlowiek nawet nie zauwazy bo sobie we flaki nie zajrzy, ale przeciez co to mowi o ludziach wokol nas. Jakies zaufanie... Bezsilna zlosc... A potem mam obsesje

[ Dodano: Wto 18 Wrz, 2007 21:55 ]
...i zapalenie oskrzeli trzy razy do roku na zmiane z innymi cudami.

Wiec ja przychylam sie do opinii Malgorzaty.

[ Dodano: Wto 18 Wrz, 2007 22:04 ]
Ja tez spotkalam sie w szpitalu z tym co Sheep; na szczescie wyszlam szybko tego samego dnia po zabiegu bez komplikacji, wiec - nie jadlam caly dzien i tyle. Lekko sie zataczalam na korytarzach. Ale czasami czlowiek nie ma sily walczyc i tlumaczyc, bo czasami juz nie starcza sil i energii, tak jakbym juz wyplukala wszystkie poklady wyjasnien i cierpliwosci i jestem tak wydrenowana, ze chce miec tylko swiety spokoj.
Czesto w pracy, gdzie niby wszyscy juz wiedza i rozumieja, wysluchuje komentarzy. Ludzie czesto musza cos komentowac. Co sie nawinie. A ja - temat zreczny do komentarzy. A co to ja dzisiaj mam. Salate? Krolik przyszedl. A tu taki pyszny schabowy, ile ja trace. A jakie pachnace buleczki. Oni by nie mogli zyc bez buleczek, to takie pyszne, nie mozna sobie przeciez odbierac przyjemnosci z zycia. Przeciez trzeba miec w zyciu jakies przyjemnosci! Oni nie mogliby zyc tak jak ja.
Takie wynurzenia mi czasem robia cenne. I przewaznie mam to gdzies, ale czasami, jak czlowiek ma gorszy dzien, to az nosi... Ostatnio talerz mi spadl i sie stlukl. I jaki byl komentarz na to? Ze talerzami rzucam.
Celiakia od maleńkości; ponownie zdiagnozowana 2005 (Marsh III)
Maja113
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 20
Rejestracja: sob 16 cze, 2007 18:49
Lokalizacja: warszawa

Post autor: Maja113 »

Oj, ale sie wątek rozwinął!
ja juz sie szpitali nie czepiam, po tym jak mnie z anoreksji wyciagali glutenem...ale tak mi się wydaje ze z naszego punktu widezenia to tylko glutenowcom nalezy się współczucie, bo z własnego wyboru trucizne wcinają! :kosci:
jak ktos mi mowi ze wspołczuje ze nie moge czegoś jeść to odpowiadam że nie ma czego współczuć bo to dla mnie trucizna, więc po co mi jego współczucie? jak on by sie czuł jak ja bym mu współczuła że on np arszeniku nie wcina? przeciez to głupie!
natomiast ostatnio zdarzyła mi się głupia sytuacja i rzeczywiście nie wiedziałam jak postąpić. Zostałam zaskoczona zaproszeniem na lody z ok10- osobową grupą obcych ludzi. Poszłam, ale nie miałam najmniejszej ochoty tlumaczyć obcym ludziom dlaczego zamiast puchara lodowego pije wodę! Przeciez ich niewiedza to nie moja wina! A nasze prawo!jak złamie się jakiś przepis to niewiedza nie jest usprawiedliwieniem. więc dlaczego to ja mam się czuć winna, wyjaśniać, tłumaczyć, kiedy to ICH niewiedza?!owszem, na początku tłumaczyłam, rodzinie,znajomym,ale ile razy mozna powtarzac to samo!
tez byłam na szkoleniu 5- tygodni nad jeziorem. Wszyscy mieli wyzywienie, z wyjątkiem mnie.... I wiecie co? wszyscy kursanci mi zazdrościli! :) Bo ja z racji mojej diety jako jedyna mialam lodówke i kuchenke i normalne jedzenie, bo etatowy kucharz był do niczego!
jedyne co było wielkim nietaktem ze strony organizatorów kursu, to fakt ze wszystkie ważne informacje były przekazywane w czasie posiłków....więc zawsze byłam niedoinformowana....no coż,ale na inteligencje i kulture innych ludzi niestety nie zawsze mamy wpływ... :galy:
ODPOWIEDZ