Jak rozmawiać z otoczeniem

Jak sama nazwa wskazuje...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Leeloo
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 8103
Rejestracja: pt 22 mar, 2013 18:33
Lokalizacja: Polska

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: Leeloo »

Figo, powiedz babci, że jeśli chce mieć zdrową wnuczkę i w przyszłości prawnuki, to niech uszanuje Twoje nowe nawyki.
Anula80
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Posty: 3643
Rejestracja: śr 07 sie, 2013 07:40
Lokalizacja: Pruszcz Gdański

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: Anula80 »

O prawnuki to dobry argument :D
Nie ma ludzi zdrowych. Istnieją tylko niezdiagnozowani.
Awatar użytkownika
Leeloo
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 8103
Rejestracja: pt 22 mar, 2013 18:33
Lokalizacja: Polska

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: Leeloo »

no właśnie chyba taki z półki: żelazny :batman:
babcia jak widać bardzo tradycyjna, więc może trafić g:D
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Doprawdy, nie wiem jak rozmawiać z otoczeniem :okulary2: . Cała rodzinie doskonale wie, że nie wolno jeść córce słodyczy na cukrze. To kupili dziecku czekolady i batony na Gwiazdkę :036: . No, nie jest to irytujące? Cała rodzina wie, że dziecko jada orzechy laskowe i włoskie, innych nie może. To kupią ziemne :mur: .
Nie obeszło się też bez drobnej scysji z mamą , n.t. diety oczywiście. Mama specjalnie dla nas zrobiła kotlety obtoczone w bułce tartej, bo w mace nie możemy g:P . Specjalnie dla nas odłożyła kilka mielonych rybnych abyśmy sobie obtoczyły w swojej mące, ale w tych mielonych była namoczona bułka ;) . Specjalnie dla córki kupiła gorzka czekoladę pow. 85% ale w składzie pszenica <sciana>. Nawet delikatne próby odmowy, zabolały mamę dotkliwie, bo anwet w wigilie musimy jej sprawiać przykrość :( . Cóż... widać trzeba lat, by ludzie zaczęli myśleć co kupują, zastanawiać się nad pewnymi rzeczami, by zrozumieli o co kaman.
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
Awatar użytkownika
sandyy
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Posty: 2561
Rejestracja: ndz 27 lip, 2014 22:30

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: sandyy »

Violla a nie patrzysz na to od drugiej strony? STARAJA SIE...

Wiesz, mi przyszla tesciowa do paczki chciala dorzucic slodycze. I z przegladu zrobionego przez mojego A. okazalo sie, ze NIC z tych rzeczy, co kupila, zjesc nie moge. Nastepnego dnia sama sobie wybralam w sklepie i tyle. Ale wiesz, nie odbieram tego zle - wlasnie dlatego, ze sie starala.
U rodziny A. tez nie moglam nic zjesc poza tym, co przynioslam. Wlascicielka domu zabrala mnie do kuchni, opowiedziala ze szczegolami, co jest w jedzeniu i co jej zdaniem moge. W mojej ocenie nic nie moglam, bo nie wiedzialam chociazby, jaki sklad miala kapusta kiszona. Ale starala sie... i to cholernie doceniam. Bo widze, ze ludziom jest jeszcze bardziej nizrecznie, niz mi wyciagajacej swoje jedzenie...

A ze slodyczami co za problem? Podmien malej na dozwolone. A te niech zje maz albo inny glutenozoreca i cukrozerca ;)
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Sandyy> wiem, że się stara, nie zarzucam jej złej woli-przecież. Wiem, że się martwi, bo wg niej umrzemy z głodu ;). Tylko, że rozmawiałyśmy wielokrotnie i niby to pojęła, niby się zgodziła abyśmy przywiozły swoje, a ona zrobi swoje potrawy dla siebie. Chciała zrobić nam niespodziankę, ja to wiem. Dlatego nawet nie mówiłam jej nic o tych rybnych klopsikach ;). Wiedziałam co w nich jest, bo wiem jak mama je robi. Przemilczałam. Nawet zjadłam małego, specjalnie dla niej, by większej przykrości nie robić (akurat mi jeden mały nie wyrządzi znacznej szkody). Ja w ogóle nic nie mówiłam z początku. Dopiero delikatnie zasugerowałam, gdy mama bardzo nalegała byśmy jadły co dla nas sporządziła. Córka tez się słowem nie odezwała, gdy dostała złą czekoladę (tylko nieświadomie zrobiła głupią minę ;) ). Tylko mama jest dociekliwa i wypytywała, czy to dobra czekolada. A ja wyznaję zasadę, że lepsza gorsza prawda, niż lepsze kłamstwo. Niektórzy wolą oszukiwać, ja nie umiem. Nie chciałam by córa skłamała, ze to dobra czekolada, a potem będzie taką niewłaściwą dostawać stale.... rozumiesz o co chodzi?
Np. Tak mój maż od kilku lat dostaje od swojej mamy kawę prima. Nikt z rodziny, z pracy mojej i jego nie pije takiej kawy, a on stale dostaje po pół kg ;). Nie chce mamie sprawiać przykrości i nie mówi jej, ze od 5 lat nie pije sypanej kawy, tylko rozpuszczalną i wiesz jaki ja mam potem problem z tą kawa? Wypić jej nikt nie chce, wyrzucić szkoda, a miejsca w szafie brakuje, termin upływa... . Na święta mogę dodać do szlachetnej paczki czy caritasu, ale nie zawsze kawa ma taki długi termin ważności.

Nie mam do nich pretensji, nie robię wyrzutów, awantur. Choć irytuje się w głębi, bo gdyby słuchali, próbowali zrozumieć co się do nich mówi, to nie musieliby się potem obrażać, czuć niezręcznie. To im jest przecież najbardziej przykro- nie mi! Uważam też, ze nie byłoby takich sytuacji, gdyby.... nie wiem sama.... słuchali uważnie (?), traktowali poważnie(?), zapamiętali (?). Wiem, ze starają się tak właśnie dlatego, że się niezręcznie czują, ale co ja na to mogę poradzić?

Moja mała, nie jest już taka mała ;), ma 12 lat i nie muszę jej po kryjomu podmieniać. Od rodziców dostała słodycze na ksylitolu i jest ok.
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
sekunda
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 66
Rejestracja: czw 04 gru, 2014 19:27
Lokalizacja: Częstochowa

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: sekunda »

Tak sobie czytam w różnych wątkach o problemach ze zrozumieniem wobec diety... W moim przypadku to dalsza rodzina czy znajomi są bardziej wyrozumiali niż domownicy. Przynajmniej ci znajomi, którzy się już dowiedzieli, bo na diecie bg jestem dopiero od 4 miesięcy. Ale najgorzej to mam w swoim własnym domu. Najpierw była awantura, że przesadzam, bo po co mi osobna deska i nóż do chleba. A czemu wydziwiam znowu z tą margaryną, co to parszywa jest, że nie mogę z tego samego pudełka jeść? Skoro pisze na opakowaniu, że gluten jest w śladowych ilościach, to mi nie zaszkodzi. I zjedz. Mąż z wesołą wiadomością: kupiłem ci kiełbasę i jego złość, że ja jej nie chcę zjeść. Moje tłumaczenia traktowane z pogardą: przesadzasz. Ciągle bierze mi moje bg garnki do ugotowania makaronu albo smaży coś na mojej bg patelni. Wrzucił mi ostatnio makaron do zupy, którą dla siebie ugotowałam.
Jestem załamana tym wszystkim. Gotuję osobno dla siebie, osobno dla reszty rodziny: męża i dzieci. Pokazałam im, których desek, talerzy , garnków mają nie używać, bo są MOJE. Leża w osobnej szafce. Zawsze informuję którą potrawę ugotowałam dla nich, a co jest moje. I potem znajduję makaron w mojej zupie, bo zostało trochę, to mi dosypał. Nie wiedział, że muszę mieć specjalny.
Rozpacz mnie ogarnia, nie mam siły już tłumaczyć rzeczy oczywistych, jak podsuwam mężowi poradnik, czy jakieś wydrukowane fachowe informacje, to nie chce mu się przeczytać. Jak tłumaczę, to jest że przytruwam i że się czepiam. Muszę się czepiać, bo mam dość choroby i jej wszystkich objawów. Nie dość, że nie mogę mieć zaufania do tego co pisze na opakowaniu, to jeszcze własny garnek jest podejrzany, bo może jakieś pierogi w nim się gotowały i przywarły do dna.
Uwagi na zakupach: co się tyle zastanawiasz, bierz do wózka bo czasu szkoda. No szkoda, ale przecież muszę dokładnie przeczytać skład zanim coś do tego wózka wsadzę. I jak widzę, to zakupy na pamięć też nie są dobrym rozwiązaniem. Bo producenci czasem zmieniają skład, więc przynajmniej kontrolny rzut oka, czy jest właściwy napis o glutenie jest potrzebny.
Mój mąż jest człowiekiem wykształconym i nie wiem zupełnie skąd się bierze takie jego zachowanie. Już nawet zaczęłam zastanawiać się , czy to nie jakaś jego psychiczna reakcja wynikająca ze strachu przed moją chorobą. Jakby bał się ją zaakceptować...
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Wykształcony, nie znaczy mądry ;) (przepraszam za tę aluzję, ale znam ludzi niewykształconych i mądrzejszych od magistrów).
Mój mąż też niewyrozumiały i czasem mam wrażenie, że jakiś ograniczony. Niby wie, że nie jemy z córą pewnych produktów od 9 m-cy, a nadal zachowuje się jakbyśmy jadły to co on. I stale na nowo się dziwi, normalne to chyba nie jest ;) .
Na szczęście nie ma już tak wielkiego zrzędzenia w domu, że stale coś pieczesz, ile ta mąka kosztowała, nie trzeba było takich dziwnych produktów kupować, to by ci kasy starczało, czemu po prostu gotowego nie kupiłaś itp. Fakt, ze ja się trochę kryję z tym pieczeniem ;), staram się robić to kiedy nie go w domu, zatrzeć ślady zanim wróci, toteż może on ma wrażenie, że już tak dużo nie piekę ;) . Staram się drogich produktów nie kupować z nim, aby nie drażnić rekina ;) . Wiem, ze to nie jest normalne aby w małżeństwie się z czymś kryć, ale nie mam wyjścia. Jednak normalne też nie jest, by nie chcieć nawet zrozumieć małżonka i nie być dla niego wsparciem, więc jesteśmy kwita ;) .
Ależ "cyrki" będą gdy latem wyjedziemy na wczasy.... jak zacznę "cudować", ze tu nie jemy, tam specjalnie jedziemy po chleb itp.
Być może jest tu związek z tym co piszesz, że trudno im zaakceptować bo się boją, nieznane znaczy straszne, a strach ma wielkie oczy. Tylko dla mnie to nie jest żadne wytłumaczenie, wystarczy poznać i się przekonać, ze nie taki diabeł straszny. I mnie najbardziej u ludzi zadziwia właśnie ta niechęć do poznania.
Nie wiem ile czasu trwa ta zatwardziałość, czy w ogóle mija ... ale ja już nie próbuje namawiać, pouczać, tłumaczyć. Nie ma sensu, tylko rodzą sie konflikty i żale. Ja nie jestem na diecie bezglutenowej, dlatego nie muszę mieć osobnych narzędzi ale myślę sobie, ze gdybym była w sytuacji takiej jak twoja< chyba bym zamontowała zamek w jednej szafce. Tylko moja szafka, tylko ja mam kluczyk. Wiem, ze się czasem nie da uniknąć i wezmą z suszarki/zmywarki ale może to będzie sporadycznie. A moze są na rynku dostępne jakieś garnki, narzędzia z napisami? można wygrawerować/wymalować im, ze to bezglutenowe, nie ruszać!!!
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
Awatar użytkownika
sakiewek
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 4
Rejestracja: pn 23 mar, 2015 16:23
Lokalizacja: Warszawa

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: sakiewek »

U mnie mama jest glutenożercą i jest bardzo wyrozumiała. Tzn. rozumie i na święta zawsze pyta się co i jak może mi ugotować żebym na wigilię nie musiał przychodzić ze swoim jedzeniem. I zawsze trzyma się przepisów, które jej podaję. Zero upiększeń z bułki tartej czy gotowych produktów.
sylwia023987
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 1
Rejestracja: pn 23 mar, 2015 19:51

dieta bezglutenowa w glutenowym domu

Post autor: sylwia023987 »

Mam już dosyć i opadam z sil mieszkając z innymi domownikami.Otóż nie mam celiaki tylko skórną postać chorobę duhringa.Każdorazowe zjedzenie glutenu nie jest to ból brzucha tylko wysyp ohydnych zmian na twarzy, ktore nie goją się same tylko trzeba jakoś je wyciskać i nie moge mieć miejsca na przypadkowe zjedzenie glutenu.Jak ostatnio przez przypade zjadłam gluten skończylo się to okropnymi zmianami z którymi nie moge sie nikomu pokazać bo są okropne i się wstydze wyglądam wtedy okropnie.Więc jak pisze u mnie nie powinno być miejsca na błędy bo jak tak dalej będzie to nie będę mogła spokojnie wygoić tej twarzy.Moja mama uwarza ż dramatyzuje i że tak małe ilości mi nie zaszkodzą ,ja wiem że jest inaczej.Dzisiaj chciałam zrobić sobie coś bezglutenowego do jedzenia, chcę wziąć sitko i widze mąkę ;( pytam się co to ma być i rozpłakałam się bo mam tego dosyć i mogłam tego nie zauważyć a ona patrzy na mnie jak na idiotke że ja przeszkadzam.Ona wwogóle nie rozumie że sladowa ilosc szkodzi.Mam jej dosyć całe jedzenie do kosza bo już zdążyło mieć styczność z jedzeniem.Niewiem co mam z nią zrobic.Co myślicie na ten temat bo ja już nie mam siły.Mało tego moje naczynia są w innej szafce a ona i tak wsadziła tram swoje łapska.Jestem taka zła i w dodatku bezsilna pomocy ;(
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Strasznie mi przykro Sylwiu. A może twoją mamę trzeba zaprowadzić do lekarza, który by jej wyjaśnił na czym choroba polega? Oczywiście siłą nie zaciągniesz, ale jakoś podstępem... sama nie wiem. A gdybyś wszystkie niezbędne rzeczy trzymała w swoim pokoju, jakiejś szafce oddzielnej lub nawet na kluczyk?
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
Kasia7874
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 58
Rejestracja: śr 14 mar, 2012 14:43
Lokalizacja: Poznań

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: Kasia7874 »

Myślę Sylwiu, że możesz jakieś ulotki informacyjne podrzucić lub, jeśli mama korzysta z internetu, przesłać jej choćby na maila informacje na temat choroby.
sekunda
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 66
Rejestracja: czw 04 gru, 2014 19:27
Lokalizacja: Częstochowa

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: sekunda »

Nie, wiecie, zamykanie garnków na klucz we własnym domu graniczy z obłędem. To tylko byłoby brnięcie dalej w ślepą uliczkę. Mama, mąż, brat czy każdy inny człowiek MUSI zrozumieć. Nie wiem ile to może trwać. Sama też mam już wyczerpaną cierpliwość jeśli chodzi o mojego męża. Staram się znaleźć przyczynę jego zachowania. Ignorancja? Brak wiedzy? Lenistwo? Strach przed chorobą? A może to wszystko połączone ze sobą.
W domu upierdliwie powtarzam jedno i to samo: ten garnek jest do moich bezglutenowych potraw. Nie przecedzajcie przez to sitko. Sztućców z kwiatkiem używam tylko ja. Ale czasem biorą coś szybko i bezmyślnie. Bez zastanawiania się: bo było na suszarce, w zlewie... Zlew... Kiedyś na forum przeczytałam takie hasło "bezglutenowy zlew" I dopisek "haha" , bo brzmi to śmiesznie. A mnie się marzy taki bezglutenowy zlew! Do którego nikt nie odcedza pszenicznego makaronu, nie zsypuje okruchów z chleba... Najłatwiej byłoby mieć osobną kuchnię:) Ale niestety, w moim przypadku to nie jest możliwe. Zarówno finansowo jak i mentalnie. Reszta rodziny ma nastawienie, że to moje jedzenie jest gorsze! Chociaż pomału przekonują się, że niekoniecznie. Jest po prostu mało lub wcale nie doprawione. Często robię tak, że gotuję zupę bez podejrzanych dodatków dla całej rodziny. Potem oni sobie doprawiają magi na talerzach, albo dosypują osobno ugotowany makaron. Czasem odkładam dla siebie porcję, a dla nich doprawiam resztę w garnku. Ale ten sposób stosuję rzadko, bo wtedy ja jem z ich garnka. Rany, jakie to wszystko wydaje mi się dziwne: mój garnek, ich garnek... Jeszcze nie tak dawno sama pewnie pomyślałabym o kimś kto tak opowiada, że przesadza...
justek625
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 436
Rejestracja: śr 13 sie, 2014 20:42

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: justek625 »

U mnie raczej wszyscy rozumieja, a na pewno staraja sie. Jednak w styczniu bylam miesiac w Polsce u mamy i wtedy przyjechal moj brat z dziewczyna o ile ona rozumiala, to on juz komentowal co chwile. Jeden dzien wytrzymalam, na drugi doszlo do spiecia. Mowie do niego dobra mozesz mi gotowac jak chcesz i dodawac co chcesz, jak kazda nasza wspolna wizyta ma tak wygladac ( za granica tez sie czesto widzimy) i zachoruje na raka to bedziesz pierwsza osoba, po ktora zadzwonie, ze ma sie mna zajmowac, strace wlosy, a pozniej pewnie juz nie bede miala sily nawet isc do toalety, wiec przygotuj sie na zmiany pieluchy. Jeszcze moze byc schizofremia, wiec wtedy ja nie bede musiala chowac garki przed toba, tylko ty bedziesz musial chowac sie przede mna..... g:D

Na drugi dzien juz nawet okruszka na blacie nie bylo. Juz nie wspomne, ze zrobil mi roladki bg.
pozdrawiam :D
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Sekunda> nie zgadzam się, że osobna szafka na klucz to obłęd. Moja mama też (w innej kwestii ale rozwiązanie miało być to samo) powiedziała, ze tak rodzina nie postępuje, że we własnym domu nie będzie przed domownikami chować niczego na klucz. Tylko to działa w obie strony. We własnym domu nie czujesz się bezpiecznie, bo nikt nie daje Ci poczucia bezpieczeństwa, w rodzinie wszyscy Cię nie wspierają. Tez mogłabym zapytać: czy rodzina tak postępuje? Jeśli reszta rodziny nie zacznie wspierać, nie zechce zrozumieć, to jest taki sam obłęd, jak zadbanie o swoje zdrowie w radykalny sposób. Ja naprawdę nie widzę w tym nic złego. Może zrobi im się głupio, że zmusili Cie do takiego postawienia sprawy... . To jest Twoje zdrowie, masz prawo o nie zadbać w każdy sposób!
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
ODPOWIEDZ