Jak rozmawiać z otoczeniem

Jak sama nazwa wskazuje...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
kofi
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 96
Rejestracja: śr 03 gru, 2014 08:52

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: kofi »

sekundo, mój mąż wprawdzie uważa się za bardzo tolerancyjnego wobec mojej diety, ale też ciągle wszędzie sypie tymi glutenowymi okruchami i najgorsze jest to, że on ich w ogóle nie zauważa. Zawsze ignorował takie sprawy jak kurz, okruchy, itp. Wczoraj rano weszłam do kuchni i pomyślałam, że chyba nie mam szans wyzdrowieć, bo cały blat był zasypany okruchami po jego kolacji (ja już spałam, jak wrócił). Nie mam siły zrzędzić, bo i tak pewnie wszyscy wokół uważają mnie za potwora - szczególnie w jego rodzinie - moje "dziwactwa" jedzeniowe i nie dość, że nie zrobiła mężowi kolacji, to jeszcze się czepia, że naśmiecił.
Nie wiem, jak mam z nimi rozmawiać, żeby nie wyjść na wredną zrzędę, więc nie rozmawiam, sprzątam te okruchy, jem śniadanie jedną ręką, a drugą robię glutenowe tosty synowi. I nie wierzę, że kiedyś wyzdrowieję. :/
Gotuję raczej bezglutenowo dla wszystkich, z wyjątkiem makaronu i pieczywa, mam oddzielną szafkę, do której staram się "nie wpuszczać" glutenu, glutenowy chleb i makaron schowane w oddzielnej, ale te okruchy na blatach wszystko niweczą. Okruszkowa obsesja - pewnie tak to wygląda. Jeszcze muszę sobie kupić bezglutenowy durszlak, bo jak obieram jarzyny (obieram mnóstwo jarzyn), to zwykle wkładam je do durszlaka, w którym cedzi się glutenowy makaron i nie wierzę, że on się domywa, nawet w zmywarce.
sekunda
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 66
Rejestracja: czw 04 gru, 2014 19:27
Lokalizacja: Częstochowa

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: sekunda »

Kofi, mój mąż też te okruchy sieje po blacie i wsypuje do zlewu ( na mój talerz, o zgrozo!) i też wcale ich nie widzi. A wzrok ma przecież lepszy ode mnie:) Już mi weszło w nawyk, że przed szykowaniem posiłku dla siebie przecieram blat. Albo jak zrobię kanapki dla dzieci, to myję ręce, bo potem szykuję dla siebie. Pewnie powinnam odwrócić kolejność, ale tak, to oni jedzą już, jak ja jeszcze dla siebie robię. No i przygotowanie mojego śniadania czy kolacji jest bardziej czasochłonne.
Ale w taki dzień jak wczoraj ogarnia mnie rozpacz. Nagle w pracy pojawił się ból brzucha, skurcze w jelitach, zaraz potem swędzenie na kolanach, łokciach i pośladkach (during). I zamiast skupić się na pracy to męczyłam się z tym wzdętym brzuchem i zastanawiałam, co takiego zjadłam??? I nie wiem co. Najbardziej podejrzany jest pasztet od mojej mamy, zrobiony specjalnie dla mnie, bezglutenowy. Biedna moja mama ciągle chce mi pomóc i coś dla mnie gotuje. A ja ciągle się potem czuję źle. Kiedyś zrobiła mi faworki bg. I też je odchorowałam. Mówię jej żeby nie gotowała nic dla mnie. Jak przychodzimy do niej mogę jeść wafle ryżowe i owoce, jajka, zawsze się coś znajdzie. A nawet gdyby nie, to kilka godzin bez jedzenia wytrzymam. Ale ona zawsze coś zrobi, potem wszystkim to nie smakuje i przeze mnie jedzą jakieś dziwne jedzenie, a ja i tak mam potem objawy choroby:( Aż się boję tych świąt, znowu pójdziemy na obiad do mojej mamy.
Pajacynka
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 401
Rejestracja: ndz 02 mar, 2014 21:23

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: Pajacynka »

A nie możesz przyjść ze swoim obiadem? Myślę, że mamie zależy na Twoim dobrym samopoczuciu i powinna to zrozumieć. Ja już dawno postanowiłam być asertywna w temacie mojej diety. Ja nie mam z tym problemu, że czegoś nie mogę jeść - to inni ewentualnie muszą sobie z tym poradzić. Jak chcą marnować czas na obrażanie się na mnie, że nie chcę czegoś zjeść, ich sprawa. Nie opłaca mi się, nawet z grzeczności, jeść czegoś podejrzanego, bo potem to odchorowuję.
Ja zawsze szykuję najpierw dla siebie, potem dla reszty rodziny :-) I też co chwilę myję ręce, przez co mam przesuszoną skórę, no ale trudno.
kofi
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 96
Rejestracja: śr 03 gru, 2014 08:52

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: kofi »

Obsesyjnie używam do wycierania blatu takich mokrych chusteczek z Rossmana, chociaż moja świadomość ekologiczna cierpi. No, ale chusteczkę wyrzucę, a na ścierce zostaną oruszki. Niestety moim facetom w domu nie udało mi się wbić do głowy tego nawyku. Mam nadzieję, że w końcu wszystkim nam to wejdzie w krew, to nawet jeszcze nie pół roku diety.
Wiecie, ja cierpię, jak zjem gluten, ale w związku z tym nie wiem, czy go jem. Wiem, że takie testowanie na sobie czystości diety jest bolesne, ale przynajmniej wiecie, czy coś jest nie tak.
Rodzice i w ogóle wizyty to rzeczywiście problem - w zasadzie staram sie do nikogo nie chodzić ostatnio, a jak przychodzę z własnym jedzeniem (mam w tym parę lat wegańskiego doświadczenia) to na zasadzie: spróbujcie tego, podejrzewalibyście, że to bez jajek/mleka/glutenu? Nie, smakuje normalnie, no proszę, a to z kaszy jaglanej... g:) Ale wiem, że na pewno ten gluten się czai na łyżeczce, którą mieszam kawę, albo w cukierku, którego zjem.
Dzisiaj po raz kolejny (starałam się spokojnie) tłumaczyłam mężowi, że jak robi mi kawę i do pojemniczka ekspresu wpadnie okruszek, to moja dieta na nic - on chyba nie kuma tego do końca.
Awatar użytkownika
pleomorfa
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Posty: 3797
Rejestracja: wt 29 paź, 2013 06:56
Lokalizacja: Polska

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: pleomorfa »

Aż się boję tych świąt, znowu pójdziemy na obiad do mojej mamy.
Sekunda to zrób mamie przeszkolenie i może zapytaj się co jest w tych daniach, które robi?
Może nie zdaje sobie sprawy ?
Najgorzej jest jak ktoś się "stara", a potem i tak mu nie wychodzi.

Kofi, życzę cierpliwości. Czasami trzeba przetłumaczyć coś bardzo dużo razy, że w końcu do kogoś dotarło.
Są też tacy ludzie, do których i po tym nie dociera.
Jeśli tra­cisz pieniądze, nic nie tra­cisz. Jeśli tra­cisz zdro­wie, coś tra­cisz. Jeśli tra­cisz spokój, tra­cisz wszystko. - Bruce Lee
gronkowiec
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 167
Rejestracja: pn 06 mar, 2006 21:20
Lokalizacja: Zielona Góra

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: gronkowiec »

U nas tylko mąż choruje, ale wszystcy jesteśmy w domu na diecie, poza domem nie, ale w domu nie ma glutenu. No nie ma i już. Zabawa w osobne garnki, sitka, durszlaki, i inne to strata czasu. Jak jedziemy do moich rodziców lub teściów to najpierw jest dezynfekcja a potem wszyscy jedzą "koszernie". Nie ma wyjścia. Na początku gotowałam z moją mamą, teraz ona robi wszystko lepiej niż ja. Do mojej babci jedziemy z czymś bg, znajomi zawsze mają coś dla nas. fakt, że niezbyt często teraz bywamy w odwiedzinach, ale jak jeszcze mieszkaliśmy na miejscu, to wszystko dla wszystkich było normalne i oczywiste. Nikt nie robił cyrków, czasami bylo więcej telefonów, co można a co nie, a jaką wódkę kupić :)
Z mężami i resztą rodziny warto szczerze porozmawiać, wylać żale, gotować wspólne obiady. Piec chleb, nie kupować pszennego, moje dzieci uwielbiają, zwłaszcza ciemne i ciężkie.
Powodzenia!
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Gronkowiec> wspaniale, ze wszyscy jesteście na diecie, ale nie każdemu odpowiada bg jedzenie. Ja wprawdzie nie jestem na bg, ale też ograniczenia pewne posiadam. Np. mój mąż uważa, ze to co jemy jest niejadalne. Nie smakuje mu chleb żytni na zakwasie ani mój pieczony. Nie zamierza też zrezygnować z cukru bo go lubi i już. Też gotuję/piekę osobno.... bo nijak nie zmuszę małżonka do naszej diety. Lubi pachnące pszenne buły na drożdżach wprost z piekarni, lubi sklepowe michaszki, trufelki i czekolady i ja z tym nic nie zrobię. Z początku próbował naszych specyfików ale jeszcze nigdy nie powiedział, że coś mu smakuje.... no poza goframi, tu jakoś zjada bez cukru i bez pszenicy .... ale za to zasypane pudrem ;) (lub sosów zagęszczanych kukurydzianą itp) . Teraz już nawet nie próbuje naszych potraw, uznając z góry, że mu nie będą smakować. Ja go już nawet nie przekonuję, czasem zapytam : "spróbujesz/", ale on tylko wykrzywia twarz i kiwa, ze nie ;). To co ja mogę jeszcze zrobić?
Nie życzę mu choroby, nikomu zresztą ale dopóki sam nie zachoruje i nie dostanie od lekarza jasnych wytycznych co wolno mu jeść, a czego nie, to raczej nie zrozumie.
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
gronkowiec
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 167
Rejestracja: pn 06 mar, 2006 21:20
Lokalizacja: Zielona Góra

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: gronkowiec »

Violla, tu nawet nie chodzi o lubienie czy nie. Aczkolwiek jeszcze się nie spotkałam, żeby ktoś u nas powiedział, że mu nie smakuje to, co podałam na stół. Nowych gości nie informujemy o diecie męża. Znajomi z niedowierzaniem pytają - poważnie to jest bez glutenu, sama robiłaś, dawaj przepis. Ale nie o tym.
To co wyprawiają Wasi bliscy (powątpiewam w bliscy) to farsa. Pomyśl jak się zachowają w trudniejszej dla Was sytuacji. Uciekną kiedy dopadnie Was coś poważnego (nikomu nie życzę!)? Gdzie tu jest wspieranie, szacunek, miłość, wyrozumiałość i człowieczeństwo? ja wiem, że kochacie swoich mężów, chłopakó∑, dzieci itd, ale jak można nie przyjąc do wiadomości, że okruszki się wywala do smieci, nie uzywa się tych garnków, na tej desce się nie kroi. Ja mam małe dziec, ale one już rozumieją na czym polega dieta taty. To wymaga odrobiny dobrej woli. Ja bym nie broniła domowników strachem.
Co zrobić? Powiedzieć, że albo szanują Was i dostosowują się Waszych zasad, albo jedzą to co Wy albo gotują sobie sami. Musicie zacząć stawiać granice.
Zacznijcie o siebie walczyć.
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Ja wiem, ze na mojego męża nie mogę liczyć w chorobie, niestety przekonałam się na własnej skórze, ale wiesz.... zamiast wymieniać go na inny model (a nie wiadomo czy lepszy), to nauczyłam się radzić sobie sama. Mój wybór. a co do gotowania, to ja kiepska jestem w te klocki, trudno mi przychodzi gotowanie smaczne. Gotuje średnio i to po wielkich staraniach. Piec ciast nigdy nie umiałam, dlatego kupowałam gotowe. Teraz, gdy musiałam nauczyć się piec nawet chleb, o mało nie popadłam w depresję. Ja naprawdę sobie nie radziłam w kuchni. Jednym wszystko przychodzi łatwo, innym trudniej. Ja oznajmiłam mężowi tylko, ze ma co chce do jedzenia, ale nie ma prawa -w zwiazku z tym- wtrącać się do mojej kuchni, docinać, że kasy za dużo idzie na nasze potrawy itp, bo jeśli nie umie wspierać i pomagać, niech chociaż nie przeszkadza. Dotarło, ale czasem musze mu to przypomnieć :okulary2: .
A poza tym, gdybym wszystkim w rodzinie postawiła takie warunki, zostałabym sama. Ani matka, ani teściowa, nikt inny z rodziny tego nie rozumie. Zaledwie 2 koleżanki, które same mają ograniczenia (jedna cukrzycowe). Trudno żyć w świecie pełnym ludzi, a jednak być samotnym jak palec. Postanowiłam więc żyć z nimi dalej, ale idąc z nimi na kompromis, a nie stawiając warunki.
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
sekunda
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 66
Rejestracja: czw 04 gru, 2014 19:27
Lokalizacja: Częstochowa

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: sekunda »

Gronkowiec, ciesz się, ze tak wszyscy się zgadzają i że im smakuje bg jedzenie. To wyjątkowa i fajna sytuacja. Do pozazdroszczenia. Ja jednak, tak jak Violla nie zamierzam zmuszać do diety tych, którzy jej przestrzegać nie muszą. Jeżeli bardziej smakują im potrawy, do których się przyzwyczaili, są mocniej doprawione, to nie widzę powodu żeby mieli katować się dietą, tylko dlatego, że mnie kochają. Tym bardziej, że produkty bg są dużo droższe, a przygotowanie posiłków bardziej czasochłonne. Wygodniej jest mi i taniej szykować część rzeczy glutenowych dla rodziny, a część dla siebie. Nie wiem kiedy miałabym napiec tyle chleba, żeby trójka moich chłopaków + ja się najadła. Waflami ryżowymi sama nie mogę poskromić głodu, więc nie wyobrażam sobie, żeby mój mąż się tym najadł. Czasem gotuję więc zupę, która jest bg, czasem robię sos i mięso bg. A czasem jest tak, że oni jedzą co innego np. makaron, pierogi, a ja co innego. Sama zresztą dobrze pamiętam smak niektórych dań: naleśników, placków ziemniaczanych, makaronu domowego, zacierki, pierogów... Te z mąki kukurydzianej, czy innych mieszanek bg mi też wydają się gorsze. Nie niesmaczne, czy złe. Ale naleśniki nie są takie elastyczne, kopytka są bardziej suche, a mielone kotlety bez bułki z mlekiem są twardsze. Chleb jeszcze nie za każdym razem mi wychodzi idealny. Czasem jest z odstającą skórką. I mój syn (chory na Aspergera) w żadnym wypadku tego nie zje. Właściwie, to czekamy na termin wizyty u gastrologa dziecięcego, bo skoro ja jestem chora, to chciałabym sprawdzić też stan zdrowia dzieci (czy aby ne odziedziczyli po mnie tego czy owego). Pewnie skońcZy się na tym, że wyskrobię forsę i zrobię im badania prywatnie, tak jak sobie. Ale jeśli okaże się, że mój syn musi być na diecie, to będę miała niemały z nim problem.
I to, że reszta rodziny nie je potraw bezglutenowych to nie ich brak miłości, czy szacunku. U mojego męża widzę pewną dwoistość: z jednej strony martwi się o moje zdrowie, współczuje mi, że tak wszystkiego nie mogę i podziwia, że trwam przy tym, bo on by nie wytrzymał. A z drugiej strony te pomyłki z garnkiem, okruchy rozsiane po stole, kiedyś kupił mi loda w waflu (i sam go musiał zjeść)... Zastanawia mnie czy to tylko roztargnienie, pielęgnowanie starych przyzwyczajeń, czy może ma to jakieś głębsze podłoże. Mnie samej zdarza się, zwłaszcza rano, sięgnąć po zwykłą deskę do krojenia i dopiero jak trzymam ją w ręce, przychodzi myśl: to nie moja deska, ja muszę mieć swoją. Mój mąż nigdy nie przywiązywał wielkiej wagi do porządku, kiedy nie byłam diecie po prostu te okruchy nikomu nie przeszkadzały. Nagle stały się problemem i zarzewiem kłótni. To są w sumie początki i wszyscy ciągle uczymy się nowych zasad, reguł. Z drugiej strony wiem, jak mój mąż reaguje na moją chorobę. Pamiętam jego strach jak zdiagnozowano mi guza na jajniku. Operacji bał się bardziej niż ja. On chyba czyje się niezaradny w takich sytuacjach, nie ma poczucia panowania nad tym...
kofi
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 96
Rejestracja: śr 03 gru, 2014 08:52

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: kofi »

sekundo, długo jesteś na diecie? Widzę, że zawitałyśmy na forum w tym samym czasie, pewnie mamy zbliżony staż i zbliżone problemy z rodziną, mam nadzieję, że za jakiś czas wszyscy się nauczą. Mój mąż dzisiaj rano starannie wycierał okruszki ze stołu, dobre i tyle. ;)
gronkowiec
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 167
Rejestracja: pn 06 mar, 2006 21:20
Lokalizacja: Zielona Góra

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: gronkowiec »

U Was też występuje pewna dwoistość, z jednej strony żalicie się na domowników a z drugiej ich bronicie :)

To nie jest tak, że ja zmuszam wszystkich do diety. Dzieci jedzą w domu bg od urodzenia, są przyzwyczajeni. Poza domem jedzą normalnie, jedynie, kiedy mam na to wpływ, nie pozwalam jeść białego pieczywa. W domu pilnuję, żeby nie było glutenu - boję się zanieczyszczeń krzyzowych, bo mój mąż reaguje dość szybko i bolesnie :)
Znajomi wiedzą i znają sytuację. Szanują dietę i jeżeli nie mogą nic przygotować to proszą nas o przyniesienie czegoś, ale zawsze coś czeka. Ja też zawsze coś mam dla bezlaktozowej koleżanki.
Nie twierdzę, że skoro domownicy nie trzymają z Wami diety to Was nie kochaja lub nie szanują. Uważam, że nie przykładają się i nie bardzo im się chce dbać o czystość i wspieranie Was. Zapomnieć można się kilka razy, ale nie cały czas. Mój 6-letni syn wie, czym grozi zjedzenie glutenu i taty i pilnuje nowych produktów. Jest świadomy.
Staram się gotować tak, żeby nie musieć zastepować glutenu - nie zaciagam zup, nie zagęszczam makami sosów (robię to bardzo rzadko), zagęszczam je cebulą i innymi warzywami (cebula sama się "rozpuszcza" a pozostałe warzywa miskuję, jak mam czas to przelewam przez sitko). Mięso (np piersi z kurczaka) wrzucam do mąki ryżowej, na sitku otrzepuję, smażę i są chrupiące. Obiad gotuję zazwyczaj w 30 minut. Naleśnikami i kopytkami zajadają sie glutenowe dzieci. Wystarczy do nalesników mieć bardzo miałką mąkę (chyba w małych woreczkach z zielonymi napisami w Polsce je sprzedają), dodaję odrobinę tapioki, mleko z wodą, jajko i smażę. Racuchy muszą być co 2 dzień, na zmianę z nalesnikami.
Nie używam gum (w duzych ilościach nam szkodzą), więc mam trochę trudniej, ale daję sobie radę. U nas dochodzi dieta na moją migrenę.
Glutenowo gotowałam świetnie. Bez glutenu wychodziły mi katastrofy - albo kosz albo zlew, albo kamień, ale wylewałam. Nie zliczę ile razy jedliśmy sajgonki albo makaron ryżowy. Ale się nauczyłam i wychodzi mi całkiem nieźle, ale mam też klapy (jak dzisiaj z ciastkami kruchymi :))
Chleb piekę sama, moi chłopcy lubią, młodszy mniej, starszy najbardziej ciemne i ciężkie.
Ciężko mi zrozumieć Wasze sytuacje, bo my mamy jednych znajomych, do których nie dociera co dla męża znaczy nie przestrzeganie diety. Z nimi nie dyskutujemy, bo nie ma to sensu. Pozostali zrozumieli, jedni błyskawicznie, drudzy potrzebowali więcej czasu.
Sekundo, wytłumacz mężowi, że gluten jest dla Ciebie tak groźny jak ten guz, że go (męża) potrzebujesz, że też się czujesz zagubiona a z nim będzie raźniej.
Trzymam za Was kciuki i za domowników. A może oni są zazdrośni o dietę? Teraz większa część Waszej uwagi skupia się na tym co i jak jecie, jak wygląda stan blatu, czy zlew jest czysty, czy jak zjem obiad to "przeżyję" czy nie...
To nie jest tak, że u mnie jest sielankowo. Też czasami chciałabym upiec babkę drożdżową wysoką na 7 cm i mieć pewność, że nie padnie i się uda, napelepić 100 pierogów w pół godziny i wiedzieć, że się nie rozwalą w czasie gotowania. a tak odstawiam magię nad garami :) Pójść do pierwszej z brzegu restauracji i nie pytać o gluten free menu a w aptece nie prosić o zamiennik leku bez glutenu :) Staram się po prostu nie komplikować już ciążkiego życia mojego męża-bezglutka :)
Już kończę :) Powodzenia i cierpliwości :)
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

Dzieki gronkowiec za słowa zrozumienia. U mnie jest już nieco lepiej ale jeszcze trudno. Strasznie dłuuugo trwa to oswajanie. Fakt, że nieleczona cieliakia prowadzi do poważnych chorób, to może być faktycznie argument dla męża sekundy. Jeśli zechce to potraktować poważnie i nie pomyśli, ze to tylko wymówki i straszenie. Mój tak uznał, gdy usłyszał, do czego prowadzi nieleczona kandydoza. Stwierdził po prostu, że to przesada i straszenie.
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
violla
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 285
Rejestracja: pt 10 paź, 2014 21:28

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: violla »

sekunda pisze:a mielone kotlety bez bułki z mlekiem są twardsze. ...
A spróbuj zamiast bułki, dodać ugotowanej i zmiksowanej kaszy jaglanej.
Nie jestem na diecie bezglutenowej. Nie jem cukru, drożdży i pszenicy (oprócz durum i orkisz) od 15.06.2014.
Awatar użytkownika
uniaczek
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 507
Rejestracja: sob 19 sty, 2013 17:25
Lokalizacja: Gniezno

Re: Jak rozmawiać z otoczeniem

Post autor: uniaczek »

Do mielonych kotletów Sekunda dodaj kaszkę kukurydzianą tak po prostu bez gotowania jak niektórzy dodają kaszkę mannę
Buziole Dziewczynki jak czytam o problemach z dietą we własnym domu to włos mi się jeży. Ja też jak Gronkowiec twierdzę,że kto gotuje ten decyduje, a jak nie smakuje komuś to niech sobie sam doprawia albo gotuje wg własnego gustu :/
Jestem pewna, że chcecie jak najlepiej dla swoich mężów i dzieci ,ale należy też zaznaczyć granice ustępstw i nazwać rzeczy po imieniu.
Wszystkiego dobrego na święta - oby były w pełni bezglutenowe i zdrowe!!! :bunny:
Ja szykuję Wielkanoc dla mojej rodziny, rodziców i rodziny brata. Wszystkie potrawy robię sama i Małż je przewozi do domu Rodziców. Mama zrobi bg sos tatarski, chrzan, kraszanki i pasztet bg już zrobiła. A brat zapewnia,że kiełbasa biała wykonana przez nich jest w 100% bg i możemy ją spokojnie jeść. Na stole glutenowy będzie tylko ich chleb i masło
U Was z czasem też pewnie znormalnieje, bo my już jesteśmy na diecie 3 rok - na wszystko trzeba czasu <całus>
ODPOWIEDZ