tym bardziej, że rzadko używam "celofanowego" - ten jest najbardziej odporny na gotowanie, od kiedy odkryłam u Wietnamczyków wstążki z brązowego ryżu, węższe, bardziej kwadratowe w przekroju z białego, tapiokowe (arrowroot), i bóg-wie-jakie-jeszcze - nie kupuję już typowego "celofanku" w sklepach - dużo drożej i nie tak pysznie.
dzięki tym makaronom przestałam tęsknić za spaghetti i tagliatele - kiedyś jeszcze robiłam podwójne spaghetti w domu - glutenowe i bezglutenowe - teraz już się w to nie muszę bawić, bo wszystkim smakują "moje" makarony

ale mam to szczęście, że w Warszawie mam dostęp do tych skarbów, nie wiem, na ile są do dostania w mniejszych miastach - bo zwykłych w sklepach ich nie widuję.