Jak większość z Was, od niepamiętnych czasów źle się czułam - od dziecka mnóstwo wizyt u lekarzy, na pogotowiu. Kolki, bóle brzucha, biegunki/zaparcia... od gimnazjum - zaczęło się od helicobacter , po liceum - gdzie wylądowałam w szpitalu z podejrzeniem wyrostka, później z jakimiś stanami zapalnymi jelita, ale w sumie lekarze nie wiedzieli co mi jest, więc stwierdzili Zespół Jelita Drażliwego. Niestety bóle nie ustąpiły, a tylko się nasilały. Piłka w bruchu, zmęczenie, brak chęci do wszystkiego. Wypróżniania milion/dzień. Chodziłam od gastrologa do gastrologa, gdzie lekarze skupiali się tylko na podstawowych badaniach i nie starali się bardziej zagłębić w temat mimo, że rodzice zostawiali u nich bardzo dużo pieniędzy. Przyszła matura, problemy rodzinne...kolejne spotkania u lekarza i znowu - padło pytanie" Czy Pani się czymś stresuje, czy ma Pani jakieś problemy?" - no tak, ZJD - nadal. Lekarz stwierdził, że jak się stresuje i jak wyleczył mnie z helicobacter to nie trzeba nic już sprawdzać, bo to NA PEWNO ZJD...
Dałam sobie spokój, przyszły wakacje, trochę odetchnęłam - Dostałam się na studia (to było ponad 3 lata temu) Wyjechałam do Warszawy. Zamieszkałam sama, czułam się w miarę dobrze. Ale szybki tryb życia - studia zaoczne, praca w tygodniu średnio po 11 h/dziennie + jakieś staże, niezdrowe odżywanie. No i w pewnym momencie wysiadłam. Akurat miałam kilka dni wolnego - powinnam odpocząć, dobrze się poczuć a tu nic - dalej to samo. Więc poszłam do lekarza. Byłam mega osłabiona, słaniałam się na nogach - zabrali mnie do szpitala z podejrzeniem wtedy zapalenia opon mózgowych - wyszłam po kilku dniach ze zdiagnozowaną migreną.
I posypało się nadal, powróciły problemy z przed kilku lat z brzuchem, z wypróżnianiem, z osłabieniem - stany gorączkowe - chodziłam do pracy, wracałam z gorączką, szłam do pracy, jeden dzień dobrze się czułam, znowu gorączka... i tak w kółko. Lekarz przepisał jakieś tabletki na odporność, witaminki itd. Na chwilę było ok. W październiku ubiegłego roku zwolniłam się z pracy - nie byłam w stanie już tak ciężko pracować fizycznie, psychiczne byłam 'zryta' na maksa tym wszystkim. Gdyby nie mój (już teraz) narzeczony - w życiu nie dałabym rady. Bez rodziców, bez nikogo obok. Trochę odżyłam, obroniłam pracę licencjacką...znalazłam nowy job. Było super przez kilka miesięcy - nie licząc czasami uporczywych bólów brzucha i ciągłych migren.
Później doszły biegunki/wymioty (myślałam że to zatrucia

Dietę stosuje od ponad tygodnia - i nie powiem - nie jest łatwo. Ciężko zrezygnować z produktów, które tak się uwielbiało, ale powoli - małymi kroczkami, dążę do osiągnięcia umysłowego i fizycznego spokoju. Nie jest to proste, nagle wywrócić wszystkie swoje nawyki do góry nogami, ale wiem że muszę dać radę. Bo poprawy widać z dnia, na dzień i to jest największa motywacja... Zastanawiając się czy istnieje jakaś Demotywacja? Na pewno koszta finansowe - ale w gruncie rzeczy podliczając pieniądze wydane do tej pory na wszystkich lekarzy - myślę, że spokojnie starczyłoby na wiele kilogramów bezglutenowego jedzenia


Forum i Stowarzyszenie to MEGA niespodzianka dla mnie - nie sądziłam, że coś takiego istnieje - bo w dobie tak cieszącej się sławą diety bezglutenowej myślałam sobie, że to zbyt rzadka choroba, a tylko swoista moda wykreowana przez celebrytów. i że tylko w ten sposób się o niej obecnie mówi. A tu tyle rzeczy się dzieje - specjalnie dla nas, celiaków

P.S.: Pisankova - też zastanawiam się nad tymi migrenami u siebie... na razie zrzucam na zmęczenie i niedosypianie.