Kiedy przeszedłem na dietę bezglutenową miesiąc temu, po kilku latach otępienia, senności i podłego samopoczucia, dowiedziałem się, co to znaczy w miarę dobrze się czuć (wcześniej odkąd pamiętam miałem doła). Złożone jedzenie znienawidziłem. Jem tylko to, co sobie sam przyrządzę, z prostych pokarmów (jaja, tuńczyk w wodzie, warzywa, ryż itp.) przez zmieszanie. Niestety po tygodniu czy dwóch znów zrobiłem się notorycznie senny - senność pojawia mi się na ogół po pierwszym posiłku w czasie dnia, znów boli mnie głowa i nic mi się nie chce. Moi współlokatorzy drwią sobie z celiakii i o ile niekoniecznie podejrzewam ich o dosypywanie mi jadu mącznego do jedzenia "dla hecy", o tyle zmuszony jestem używać tych samych naczyń. Czy zdarza się, że naczynia, z których jedzono wcześniej skażone rzeczy i umyto dawno używaną do tego celu gąbką mogą mieć na ściankach pozostałość, która wywołuje objawy (niczego nie widać gołym okiem). Dokładnie szorując wszystkie naczynia przed ich użyciem, czuję się jak Lady Macbeth

Może szorowanie nie ma sensu i powinienem szukać przyczyny gdzie indziej? Może to trwałe uszkodzenia, które uczynił gluten przez lata zatruwania? Może jakaś alergia pokarmowa bądź inna?