Wiem, że część tego tematu była poruszana w innych wątkach i je przeczytałem, ale nie doczytałem się wyczerpujące, jednoznacznej odpowiedzi. Ludzie pisali tylko, że w dorosłym wieku celiakia została u nich zdiagnozowana.
Dlatego postanowiłem opisać mój przypadek i chciałbym, żeby osoby oczytane na temat nietolerancji glutenu napisały co o tym myślą.
Poniżej zamieszczę moją "historię" z nietolerancjami pokarmowymi (jak podejrzewam), którą możecie, ale nie musicie przeczytać.
MOJE PYTANIA TO:
Czy jest możliwe, a raczej czy często się zdarza, żeby celiakia w żadnym stopniu nie objawiała się aż do 20 roku życia?
Czy po przebytej chorobie wirusowej/bateriowej jelit lub labliozy na skutek, której doszłoby do zniszczenia kosmków jelitowych konieczna jest dieta bezglutenowa?
Czy kosmki są w stanie regenerować się mimo obecności glutenu? Jaka jest tego skuteczność?
Podejrzewam u siebie przejściową nietolerancję glutenu lub alergię na gluten (która trwa już jakieś 2 lata?). Chciałbym udać się do lekarza, aby ewentualnie to zdiagnozować lub wykluczyć. Udaję się do rodzinnego i z tego co wiem to on powinien mnie skierować na podstawowe badania i wysłać do gastrologa.
Jakie badania powinienem sobie wykonać? Chodzi o te najbardziej podstawowe. Chcę, żeby wypisał mi skierowanie na nie rodzinny (więc nie będę przesadzał z ich ilością) tak, abym czegoś mógł się dowiedzieć u gastrologa i nie chodził w te i wewte.
Czytałem, że w przypadku nietolerancji glutenu wyniki na markery we krwi są negatywne.
Czy w przypadku alergii na gluten markery te tez będą negatywne?
Doradźcie proszę jakie badania powinienem sobie wykonać w moim przypadku. Muszę to wiedzieć, aby w razie czego zasugerować je rodzinnemu tak aby mieć już coś w ręce jak pójdę do gastrologa.
Boję się, że mam nietolerancję na gluten/alergię nieleczoną od 2 lat i wywołaną przez lamblie lub jakąś infekcję wirusową/bateriową (miałem właśnie jakieś 2 lata temu ostre rozwolnienie przez kilka dni) co łączy się również z bardzo niską tolerancją laktozy.
Czy możliwe, aby przewlekłe zapalenie migdałów, które zresztą pod koniec października będę miał usuwane spowodowało wystąpienie alergii na gluten/nietolerancji glutenu?
HISTORIA:
Mam teraz 21 lat i podejrzewam u siebie celiakie/nietolerancje glutenu/alergię na gluten.
Moja historia wygląda tak:
Od dziecka nie miałem żadnych większych problemów ze zdrowiem. Rodzice profilaktycznie przez rok po urodzeniu trzymali mnie na diecie bezglutenowej (pewnie nie do końca ścisłej) tak jak każdą osobę z mojego rodzeństwa.
Rozwijałem się zdrowo, rosłem szybko (mam około 190 cm) w dzieciństwie byłem gruby (tak do 4 roku życia), a później mocno szczupły (u mnie w rodzinie wszyscy są szczupli również kuzyni). Nikt z rodziny nie miał zdiagnozowanej celiakii i wszyscy się jedzą gluten i się nie przejmują.
Całe życie jadłem produkty mączne i nie odczuwałem żadnych negatywnych tego skutków.
W 2 klasie liceum (18 lat - konkretnie w maju) zachorowałem anginę (wycieczka szkolna) po powrocie do domu okazało się, że rodzice są nad morzem więc ostro balowałem nieświadomy anginy

W wieku 19 lat po maturze poważnie podszedłem do siłowni. Mocno zwiększyłem bilans kaloryczny i ćwiczyłem 3 razy w tygodniu. Chodziło o zwiększenie masy mięśniowej. Jadłem sporo węglowodanów w tym oczywiście więcej produktów mącznych.
Masa wzrastała książkowo. Przytyłem z niecałych 68kg do 72 w niecałe dwa miesiące.
Dostałem anginy. Prawdopodobne przyczyną był mój i kumpla super pomysł. Wstawialiśmy sobie wodę do lodówki i wracając spoconym od niego z siłowni sobie ją popijałem

Antybiotyki i przeszło. Po chorobie waga mi spadła do niecałych 70kg (mało jadłem).
Poszedłem na studia. Mieszkałem bez rodziców. Trochę balowałem, a po czasie zmieniłem trochę swoją dietę. Jadłem więcej makaronów (szybko smacznie i wygodnie się przyrządza), popijałem sobie ogromne ilości koktajlów z mleka, owoców i twarogu (polubiłem je po przygodzie z siłownią). Mleko piłem zresztą od dziecka.
W między czasie zauważyłem, że dostaję wzdęć, częściej chodzę do toalety i oddaję luźne stolce często o zabarwieniu żółtym (lamblie?). . Po niedługim czasie doszedłem do wniosku, że to wina mleka i nietolerancji laktozy (podobno niektórzy przestają ją trawić z wiekiem). Według mojej mamy była to wina chemicznego jedzenia, kebabów, sosów do spaghetti z paczki itd.
Odstawiłem więc mleko, jadłem częściej niż zwykle domowe obiady (gotowe mięsko z domu + ziemniaczki/ryż/kasza gryczana + suróweczka), przerzuciłem się na makaron razowy, ryż brązowy i na chleb razowy (doszedłem do wniosku, ze może to kwestia błonnika). Makaron nadal jadłem, ale rzadziej - około 2 razy w tygodniu. Codziennie jadłem chleb.
Zacząłem odczuwać stopniową powolną poprawę praktycznie z dnia na dzień. Po około tygodniu bez mleka (bo mleko mi szkodziło) było już prawie OK.
Za każdym razem jak znowu napiłem się mleka/jogurtu/śmietany znowu było źle.
Mleko odstawiłem więc w 100%.
Przez całe te zamieszanie schudłem do 67-68kg i znacznie pogorszyła mi się cera (trądzik). Zresztą zawsze pogarszała mi się w okresie zimowym od czasu tej anginy w liceum.
Po około miesiącu diety bez mleka i jego przetworów (czasami tylko twaróg na chleb) minęło mi wszystkie dolegliwości i zapomniałem o sprawie.
Po kilku miesiącach takiej "diety" bez mlecznej (makarony też jadłem rzadziej, ale za to chleb non stop) zacząłem znowu jeść jogurciki itd, pić kawę z mlekiem i nie odczuwałem negatywnych objawów (chyba, że wypiłem tego sporo).
To było jakiś rok temu. Od tamtego czasu były okresy, że jadłem na prawdę sporo makaronów na obiad/kolację i były okresy podczas, których jadłem głównie ziemniaczki z mięsem i surówką. Do tego i tego oczywiście codziennie jak nie danie "główne" to chleb z dodatkami - najczęściej na śniadanie. Mleka cały czas unikałem w większych ilościach.
Waga się raczej nie zmieniała i cały czas wynosiła około 68kg
Kilka miesięcy temu znowu naszła mnie chętka żeby trochę przytyć. Starałem się jeść więcej, a szczególnie więcej węglowodanów. W związku z tym, że nie była to restrykcyjna dieta to były dni, że jadłem ogromne ilości makaronu (300-500 gram dziennie), ryżu (300-500 gram dziennie) i były dni, że odżywiałem się normalnie. Z chleba praktycznie zrezygnowałem. Cały czas męczyłem ten makaron (z różnymi sosami i mięsami) i ryż (risotto). Wszystko przyrządzane samodzielnie i bez chemii (oprócz kostki rosołowej do risotto).
Czasem z braku czasu wracałem do ziemniaczków z mięskiem z domu i suróweczek itd.
Nie zauważałe com raczej dużych negatywnych skutków takiego jedzenia, które by mi doskwierały. Być może coś się pojawiało, ale nie zwróciłem na nie uwagi.
Jakiś miesiąc temu zdecydowałem, że teraz będę codziennie trzymał się takiej diety, aby wreszcie przytyć. Leciała dziennie paczka makaronu (500gram) - najczęściej lub 500 gram ryżu. Nie dzieliłem posiłków na śniadanie/obiad/kolację. Wszystko wyglądało tak samo.
Zauważyłem, że po zjedzeniu makaronu po jakiś półtora godziny znowu jestem głodny. Zresztą ryż też nie sycił mnie na długo.
Wczoraj zrobiłem sobie kurczaka w sosie śmietanowo-koperkowym z ziołami + makaron (wszystko świeżutkie składniki). Zjadłem wieczorem, jeździło mi po brzuchu i dostałem wzdęcia (wcześniej też dostawałem od makaronu, ale myślałem, że to efekt od takiej ilości jedzenia). Rano na kibel i sraczka. Ewidentnie gorzej sobie z tym radziłem niż kilka miesięcy temu, ale nie zrażając się zjadłem jeszcze raz i znowu to samo.
ZWAŻYŁEM SIĘ. MIMO POCHŁANIANIA 2X WIĘKSZEJ ILOŚCI JEDZENIA PRZEZ OSTATNI MIESIĄC-A NAWET DWA NIŻ WCZEŚNIEJ MOJA WAGA SPADŁA DO 66,5KG CZYLI SPADŁA O 1,5KG A POWINNA ROSNĄĆ WTF?!!?!
Czuję się w gruncie rzeczy dobrze. Tylko mam ogromny apetyt.
Sorry za przydługawą historię, ale być może odegra ona jakieś znaczenie w radach otrzymanych od Was.
Najbardziej intryguje mnie kwestia tego czy to celiakia czy tylko przejściowa nietolerancja. Jeśli celiakia to czemu jej skutki zacząłem odczuwać dopiero w wieku 20 lat, a wcześniej mogłem żywić się glutenem i było wszystko w najlepszym wporządku?
KURCZE TAK NURTUJE MNIE TEN TEMAT I TAK OBAWIAM SIĘ TEJ CHOROBY, ŻE MÓGŁBYM PISAĆ TEN POST W NIESKOŃCZONOŚĆ.