Będę się streszczał, bo czas to pieniądz, a produkty bezglutenowe są drogie.
Otóż od 8 lat choruję na colitis ulcerosa (wrzodziejące zapalenie jelita grubego), zdiagnozowane 7 lat temu. Od tamtego czasu miałem 5 kolonoskopii, 5 FSS, 2 gastroskopie, kilka USG i inne, typu RTG czy MRI.
Brałem już prawie wszystkie leki odstępne w Polsce (od mesalazyny, przez leki immunosupresyjne, po takie "Lexusy" jak Remicade) i działa na mnie tylko sterydoterapia, no ale jak wiadomo, sterydy to nie leki na dłuższą metę.
Miałem również robione testy na chorobę trzewną, więc nie mam celiakii.
Miesiąc temu zainteresowałem się dietą związaną z grupą krwi (moja grupa to 0) - czyli zero pszenicy (glutenu), nabiału, ziemniaków i kilka pomniejszych. Po tygodniu, dwóch przestawiłem się na dietę "Paleo". Są bardzo podobne, ale podstawy są niezmienne: zero glutenu, mleka i ziemniaków.
Po niecałym miesiącu od odstawieniu glutenu (miesiąc minie za kilka dni) ilość moich wizyt w toalecie spadła trzykrotnie (teraz chodzę średnio 5 razy na dzień), a to dopiero niecały miesiąc, czyli tak na prawdę początek drogi z nową dietą. Jestem pełen nadziei.
Mój wniosek jest taki, że na gluten wrażliwi są nie tylko ludzie z celiakią (dla Was to pewnie żadne odkrycie), a o cudownych uleczeniach "colitis no gluten" wręcz się można potknąć w internecie.
Czy macie jakieś przemyślenia na ten temat?
Pozdrawiam gorąco.
PS: Inne diety, podobne, również są podobno "cudowne" i też wykluczają gluten, np SCD (super carbohydrate diet). Ależ ten gluten paskudny.
