potrzebuję pomocy, tzn. kogoś, kto rozjaśniłby mi w głowie...
Od paru lat mój syn (obecni 8,5-letni) ma zmiany na skórze. Bywaliśmy z tym u różnych lekarzy (alergologów i dermatologów), i pojawiła się kiedyś nazwa "choroba Duhringa". No to ja wtedy oczywiście, doktor Google. I - zmiany mojego dziecka wyglądają jak Duhring na wielu zdjęciach (szukałam pod łacińską nazwą), ma je w miejscach nacisku (łokcie, kolana, pośladki, dokoła pasa, gdzie gatki uciskają, na łydkach, gdzie skarpetki, na łopatkach i ramionach, nadgarstkach... Czasem miewa we włosach oraz dokoła ust.
Były różne badania i wszystkie ujemne. Normalnie mieliśmy z mężem nadzieje, że wyjdą dodatnie, na zasadzie "znam wroga to się z nim zmierzę, a tu nic

Przeciwciała p/endomysium - ujemne, gliadyna ujemna, retikulina ujemna, nie pamiętam co jeszcze - ale wszystko z krwi było ujemne. I dopisek jakiejś pani profesor, że ok. 30% pacjentów tak ma, więc żeby biopsję zrobić.
Syn był potem w dermatologicznym szpitalu, pobrali mu wycinek, ale ze skóry ze zmianami, z biodra. I wyszły pęcherzyki podskórne, a ponoć w Duhringu powinny wyjść mikroropnie. No i na tym stanęło. Lekarka powiedziała, że to na ponad 90% nie jest Duhring, kazała dziecko przestawić na dietę "naturalną". Syn je 10 produktów w różnych kombinacjach (z glutenu tylko żytni chleb), marudzi, bo ile można to samo jeść, ale jest dzielny. Tyle, że po miesiącu poprawy na skórze nie widać. To znaczy, jak robimy przerwę w smarowaniu różnymi specyfikami, to zmiany wyłażą z powrotem

Pytam więc Was, bardziej doświadczonych, czy takie badanie chorej skóry może w ogóle być miarodajne? Lekarka nie ma ochoty robić biopsji zdrowej skóry...
Dodam, że alergiczne badania też syn miał robione i z krwi i skórne, i wszystko też jest ujemne. No, prawie, bo seler mu wyszedł na skórze, więc już od dawna nie bywa u nas w domu to warzywo.
Uff, przepraszam za chaotyczność wypowiedzi, jakoś mam trudność, by o tym składnie pisać, bo mnie to emocjonuje za bardzo
