Sajgonki
Moderator: Moderatorzy
-
- Bardzo Aktywny Forumowicz
- Posty: 738
- Rejestracja: czw 10 wrz, 2009 14:47
- Lokalizacja: Warszawa
Sajgonki
Jako że są z papieru ryżowego, wrzucam je do tej kategorii.
Nie myślałam, że to takie proste i całe życie odkładałam ten moment:) Trzeba tylko mieć papier ryżowy, o który również nie jest tak trudno:) Można też zrobić samemu z mąki ryżowej i wody.
Koncepcję farszu skonsultowałam ze znajomą Chinką - element obowiązkowy to makaron i grzyby, ale ja zrobiłam bez grzybów, bo nie mogę, i było ok:) Cała reszta to już własna inwencja.
Moja wersja
1. chiński makaron - 1 opakowanie
2. grzyby mun (ja zastąpiłam wodorostami;) )
3. marchewka - 2 średnie
4. cebula - 1 duża i 1 mała
5. czosnek - 1 ząbek
6. kapusta pekińska - 5 liści
6. seler naciowy - 1 łodyga
7. przepisy pewnie doradzają sos sojowy
*Grzyby, jeśli będą w użyciu, zalać wrzątkiem i podgotować, ostudzić, a potem pokroić w paseczki.
*Makaron zalać wrzątkiem i odstawić na 15 minut (jeśli komuś się uda przeciąć go na pół i zalać tylko pół paczki, to gratulacje ).
*Posiekać cebulę i wrzucić na rozgrzany olej.
*Drobno pokroić marchewkę i seler (można zetrzeć na grubej tarce) i dorzucić do cebuli, smażyć, aż wszystko zmięknie. Na tym etapie można dodać czosnek i chlupnąć sosu sojowego - kto może i ma sos bez pszenicy, niech chlupie.
*Pokroić drobno kapustę pekińską i dorzucić do warzyw, grzyby mun też.
*Pokroić makaron i wrzucić na patelnię - ale nie cały, bo nie będzie czuć smaku warzyw. To taki zapełniacz, myślę, że połowa porcji wystarczy.
Farsz już jest. Trzeba zostawić go do przestygnięcia.
Miałam problem z przyprawami, niby można kupić jakieś chińskie mieszanki, ale one wszystkie są z glutaminianem, nie przepadam. Był czosnek, te glony, wkroiłam coś ostrego, powiedzmy, że smakowało dalekim wschodem.
Papier ryżowy wkłada się na moment do zimnej wody, kładzie na drewnianej desce. Po kilku sekundach nabierze elastyczności i wtedy można nakładać farsz - i zawijać:). Jak krokiety: dolną połowę naleśnika do góry, boczne do środka i górną na dół. Zdecydowanymi ruchami, materia jest elastyczna. Po kilku chwilach przeschnie i przylepi się do farszu. Koniec.
Smaży się na bardzo rozgrzanym głębokim tłuszczu.
Brakowało mi trochę sosu, który jest nieodzowną częścią sajgonek, ale kiedyś go ukręcę!
Nie myślałam, że to takie proste i całe życie odkładałam ten moment:) Trzeba tylko mieć papier ryżowy, o który również nie jest tak trudno:) Można też zrobić samemu z mąki ryżowej i wody.
Koncepcję farszu skonsultowałam ze znajomą Chinką - element obowiązkowy to makaron i grzyby, ale ja zrobiłam bez grzybów, bo nie mogę, i było ok:) Cała reszta to już własna inwencja.
Moja wersja
1. chiński makaron - 1 opakowanie
2. grzyby mun (ja zastąpiłam wodorostami;) )
3. marchewka - 2 średnie
4. cebula - 1 duża i 1 mała
5. czosnek - 1 ząbek
6. kapusta pekińska - 5 liści
6. seler naciowy - 1 łodyga
7. przepisy pewnie doradzają sos sojowy
*Grzyby, jeśli będą w użyciu, zalać wrzątkiem i podgotować, ostudzić, a potem pokroić w paseczki.
*Makaron zalać wrzątkiem i odstawić na 15 minut (jeśli komuś się uda przeciąć go na pół i zalać tylko pół paczki, to gratulacje ).
*Posiekać cebulę i wrzucić na rozgrzany olej.
*Drobno pokroić marchewkę i seler (można zetrzeć na grubej tarce) i dorzucić do cebuli, smażyć, aż wszystko zmięknie. Na tym etapie można dodać czosnek i chlupnąć sosu sojowego - kto może i ma sos bez pszenicy, niech chlupie.
*Pokroić drobno kapustę pekińską i dorzucić do warzyw, grzyby mun też.
*Pokroić makaron i wrzucić na patelnię - ale nie cały, bo nie będzie czuć smaku warzyw. To taki zapełniacz, myślę, że połowa porcji wystarczy.
Farsz już jest. Trzeba zostawić go do przestygnięcia.
Miałam problem z przyprawami, niby można kupić jakieś chińskie mieszanki, ale one wszystkie są z glutaminianem, nie przepadam. Był czosnek, te glony, wkroiłam coś ostrego, powiedzmy, że smakowało dalekim wschodem.
Papier ryżowy wkłada się na moment do zimnej wody, kładzie na drewnianej desce. Po kilku sekundach nabierze elastyczności i wtedy można nakładać farsz - i zawijać:). Jak krokiety: dolną połowę naleśnika do góry, boczne do środka i górną na dół. Zdecydowanymi ruchami, materia jest elastyczna. Po kilku chwilach przeschnie i przylepi się do farszu. Koniec.
Smaży się na bardzo rozgrzanym głębokim tłuszczu.
Brakowało mi trochę sosu, który jest nieodzowną częścią sajgonek, ale kiedyś go ukręcę!
-
- Bardzo Aktywny Forumowicz
- Posty: 738
- Rejestracja: czw 10 wrz, 2009 14:47
- Lokalizacja: Warszawa
Nie wiem, jaki to farsz...
Ale - myślę, że użyć można wszystkiego tylko żeby nadzienie nie było zbyt płynne, bo w momencie wrzucenia na gorący tłuszcz wszystko, co źle dociśnięte lubi się trochę rozszczelnić. Chociaż na pewno można temu zapobiec poprzez nakładanie mniejszej ilości farszu i szczelniejsze rolowanie naleśnika.
Ja wczoraj trenowałam nadzienie do pierogów i ostatecznie odechciało mi się kręcenia ciasta z mąki ryżowej, farsz wylądował właśnie w papierze ryżowym:)
Ale - myślę, że użyć można wszystkiego tylko żeby nadzienie nie było zbyt płynne, bo w momencie wrzucenia na gorący tłuszcz wszystko, co źle dociśnięte lubi się trochę rozszczelnić. Chociaż na pewno można temu zapobiec poprzez nakładanie mniejszej ilości farszu i szczelniejsze rolowanie naleśnika.
Ja wczoraj trenowałam nadzienie do pierogów i ostatecznie odechciało mi się kręcenia ciasta z mąki ryżowej, farsz wylądował właśnie w papierze ryżowym:)
"Oszukane" sajgonki mój brat robi też z np białą kapustą
Kapustę białą, cebulę, grzyby mun dusi w małej ilości oliwy.
Przyprawy różne (jak robi dla mnie, to bez sosu sojowego i jarzynek) - głownie sól pieprz, czosnek i zioła. Jak się uda zdobyć, to trawa cytrynowa
W sumie trochę pod gołąbki to podchodzi, ale też jest smaczne
Papier ryżowy górą
Kapustę białą, cebulę, grzyby mun dusi w małej ilości oliwy.
Przyprawy różne (jak robi dla mnie, to bez sosu sojowego i jarzynek) - głownie sól pieprz, czosnek i zioła. Jak się uda zdobyć, to trawa cytrynowa
W sumie trochę pod gołąbki to podchodzi, ale też jest smaczne
Papier ryżowy górą
Nati mama Madzi '03, Maćka '05 i Mileny '13
Celiakia '07
Celiakia '07
Ja też uwielbiam papier ryżowy Aczkolwiek jak ostatnio naszła mnie ochota na sajgonki, to okazało się, że ich przyrządzanie może być niebezpieczne - kropelka gorącego oleju prysnęła mi na twarz Nie powiem, przyjemne to nie było, na czole i policzku z tydzień chyba miałam strupki.Natko_ pisze:Papier ryżowy górą
Ale sajgonki wyszły całkiem niezłe. Przy okazji mogę polecić do smażenia w wysokiej temperaturze olej z ryżu - suriny się nazywa. Nie dymi i można nagrzać do rzeczywiście wysokiej temp. Tylko uważać potem przy tym smażeniu...
samemu to chyba będzie trudno, ale tu akurat nie ma się (moim zdaniem) co napinać - łatwo można dostać papier ryżowy nawet w zwykłym sklepie, a w Warszawie mamy dodatkowo nieocenionych Wietnamczyków, którzy oferują papier w dużym wyborze, w małych i dużych paczkach, papier do smażenia, do nie-smażenia, widziałam nawet kwadratowy.anutek69 pisze:Fajnie, a jak samemu zrobić papier ryżowy?
Ceny są niskie, a przy okazji można jeszcze zrobić zapas makaronów (ryżowych, tapiokowych, maniokowych, etc.), jakich nie znajdzie się w żadnym "polskim" sklepie.
Na Bakalarskiej i Marywilskiej.
Dodam, że jestem fanatyczką robienia wszystkiego w domu i samodzielnie, ale papier i makarony ryżowe kupuję bez wahania.
To jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.
© Jan Tomaszewski
© Jan Tomaszewski
Aha, kapewu Muszę zerknąć kuda te ulice są względem mojej jaskiniiiiiiii Dziękuję.
P.S. Może jakieś nazwy tych wietnamskich sklepów poproszę?
P.S. Może jakieś nazwy tych wietnamskich sklepów poproszę?
Ostatnio zmieniony czw 19 kwie, 2012 15:31 przez anutek69, łącznie zmieniany 1 raz.
ooo.... za dużo wymagaszanutek69 pisze:P.S. Może jakieś nazwy tych wietnamskich sklepów poproszę?
Na Marywilskiej to jest pawilon w sektorze B (ale na Marywilską to jest jednak wyprawa...).
Na Bakalarskiej (na bazarze) najlepszy sklep jest przy samej Bakalarskiej, obok kwiaciarni, naprzeciwko giełdy kwiatowej. Tam warto pojechać, bo jak się wejdzie na bazarek w uliczkę z lewej strony tego sklepu, to trafi się na Schowek Zdrowia - zaprzyjaźniony z nami sklep, gdzie można dostać sporo rzeczy bg w przyzwoitych cenach, a właścicielka ma pojęcie o diecie. I po drodze trafisz na jeszcze jeden sklepik wietnamski .
Ponoć są też niezłe sklepy w okolicy Placu Grzybowskiego - ale to już tylko domysły, pogłoski i przypuszczenia, nie udało mi się tam nigdy trafić.
Natomiast samego papieru ryżowego można poszukać w przeciętnym sklepie. Nie jest wybitny (Tao-Tao i jeszcze jakieś tym podobne), ale jak najbardziej do użycia.
To jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.
© Jan Tomaszewski
© Jan Tomaszewski
Jeszcze doprecyzuję, bo mi się przypomniało .
Na Marywilskiej jest (jak dla mnie) tragedia z odnalezieniem się w przestrzeni, ale ostatnio zauważyłam, że najlepiej jest wejść w alejkę gastronomiczną i idąc nią do końca wyjdzie się prawie na sam sklep wietnamski.
Ja w ogóle mam świra na punkcie wietnamskiej kuchni i ich produktów, nie mogę odżałować Stadionu Dziesięciolecia, ale w tym sklepie są właśnie sprzedawcy z jednego ze stadionowych sklepów.
Warto przy okazji będąc (autem, bo to dużo i ciężko będzie) zaopatrzyć się tam w ryż - przecudny ryż jaśminowy, zawsze biorę pakę 5 kilo do spółki z mamą. Oczywiście mają też mniejsze opakowania, dla mniejszych fanatyków . A takiego ryżu jaśminowego w cenie 7-8 zł za kilo nie dostanie się w żadnych delikatesach. Mają różne gatunki - najlepiej spytać, który jest najlepszy.
Mają też tajlandzkie mąki ryżowe - zwykłe i "klejące", taniej niż w sklepie.
A w sezonie na dodatek oszałamiające zieleniny i zioła - nikt nie ma takiej mięty ani kolendry, jak oni. W dodatku za grosze (w zeszłym sezonie 2 zł za gruby pęczek).
No i zawsze przy okazji kupuję tofu - 3 zł za duży kawałek to jak za darmo, a żadne sklepowe tofu się do niego nie umywa. W końcu "dla swoich" je robią .
To nie jest jedyny sklep wietnamski na Marywilskiej, ale ten (sektor B!) jest zdecydowanie najlepiej zaopatrzony.
Na Marywilskiej jest (jak dla mnie) tragedia z odnalezieniem się w przestrzeni, ale ostatnio zauważyłam, że najlepiej jest wejść w alejkę gastronomiczną i idąc nią do końca wyjdzie się prawie na sam sklep wietnamski.
Ja w ogóle mam świra na punkcie wietnamskiej kuchni i ich produktów, nie mogę odżałować Stadionu Dziesięciolecia, ale w tym sklepie są właśnie sprzedawcy z jednego ze stadionowych sklepów.
Warto przy okazji będąc (autem, bo to dużo i ciężko będzie) zaopatrzyć się tam w ryż - przecudny ryż jaśminowy, zawsze biorę pakę 5 kilo do spółki z mamą. Oczywiście mają też mniejsze opakowania, dla mniejszych fanatyków . A takiego ryżu jaśminowego w cenie 7-8 zł za kilo nie dostanie się w żadnych delikatesach. Mają różne gatunki - najlepiej spytać, który jest najlepszy.
Mają też tajlandzkie mąki ryżowe - zwykłe i "klejące", taniej niż w sklepie.
A w sezonie na dodatek oszałamiające zieleniny i zioła - nikt nie ma takiej mięty ani kolendry, jak oni. W dodatku za grosze (w zeszłym sezonie 2 zł za gruby pęczek).
No i zawsze przy okazji kupuję tofu - 3 zł za duży kawałek to jak za darmo, a żadne sklepowe tofu się do niego nie umywa. W końcu "dla swoich" je robią .
To nie jest jedyny sklep wietnamski na Marywilskiej, ale ten (sektor B!) jest zdecydowanie najlepiej zaopatrzony.
To jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.
© Jan Tomaszewski
© Jan Tomaszewski