Czy celiakia (dieta) bardzo utrudnia Wam życie ?

Czyli najważniejsze i najczęściej poruszane tematy.

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

Czy celiakia (dieta) bardzo utrudnia Wam życie ?

Post autor: Magdalaena »

Odkąd została rozpoznana u mnie celiakia i przeszłam na dietę, w gruncie rzeczy standard życia mi sie poprawił.
Co prawda nie mogę jeść glutenowego jedzenia, ale jest to raczej niewygodne, bo zmusza do starannego sprawdzania co się je, niż dotkliwe psychicznie. Mamy tyle innych smakowitych dań, którymi mogę zastąpić te zakazane. Nie zawsze jest to zastąpienie bezpośrednie, bo taka np. pizza nie ma dobrego bezglutenowego odpowiednika.
Brakuje mi piwa, ale też raczej dlatego że jest popularne i łatwiej dostępne niż inne alkohole.
Mieszkam sama i gotuję tylko dla siebie, więc u mnie w domu w ogóle nie ma nic glutenowego.
Nie zarabiam dużo (w porównaniu do reszty moich kolegów ze studiów raczej przeciętnie), ale finansowo dieta nie jest dla mnie problemem. Zresztą z produktów ściśle bezglutenowych kupuję praktycznie tylko chleb (bochenek za 6 zł na trzy dni).

Celiakia w żaden sposób nie wpływa negatywnie na moje kontakty i spotkania i z innymi ludźmi czy na sposób spędzania wolnego czasu. Co prawda trzeba się pogodzić z tym, że w knajpie czasami nic dla mnie nie ma poza kawą, ale przecież nie przestanę przez to wychodzić na miasto. Zresztą jeśli gdzieś idę ze znajomymi, przeważnie wybieramy miejsce, gdzie ja coś mogę jeść.
Wyjeżdżam na wakacje kierując się przy wyborze atrakcyjnością miejsca, a dopiero potem zastanawiam się co tam będę jadła.

Choroba nie utrudnia mi pracy zawodowej (umysłowo - biurowej). No może tylko w części dotyczącej jedzenia poza domem - w bufecie nic dla mnie nie ma i muszę zabierać zawsze swoje śniadanie.

Ale przede wszystkim dobrze się czuję ! Nie mam aft, nie przeziębiam się za często, mam ładniejszą cerę, dobre wyniki badań - nie trapi mnie tysiąc innych drobnych dolegliwości, o których nie będę się tu rozpisywać.
Najwyżej co jakiś czas (ale rzadko) boli mnie głowa, jeśli nieświadomie zjem jakiś gluten.

W zasadzie jedynym konkretnym problemem jest to, że nie mogę normalnie przystępować do komunii, a załatwienie tej pod postacią wina wymaga przełamania psychicznych barier księży ;-).

Z żalem patrzę na lata kiedy nie wiedziałam, na co jestem chora - kiedy borykałam sie z różnymi choróbkami, zabraniano mi (omyłkowo) jeść słodycze, ponieważ się przeziębiałam musiałam strasznie na siebie uważać ...

Rozpisałam się to bo naprawdę chcę wiedzieć czy to mnie się tak "udało", czy inni chorzy na celiakię mają naprawdę większe problemy. Czy dla Was dieta też stała się takim niezauważalnym tłem ? Czymś o czym pamiętam, ale co nie jest najważniejsze dla organizacji mojego czasu, dla mojego życia ?
Ostatnio zmieniony czw 27 kwie, 2006 01:15 przez Magdalaena, łącznie zmieniany 1 raz.
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
Awatar użytkownika
vixi
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 831
Rejestracja: wt 05 paź, 2004 16:59
Lokalizacja: Tarnowskie Góry

Post autor: vixi »

wypowiem sie tylko w sprawie komunii - ja zanim przestałam chodzić do kościoła brałam komunię pod postacia wina i choć były z tym problemy i trzeba było w tamtych czasach pisać o zgode nawet do Watykanu to od pierwszej komunii tak przyjmowałam...trzeba umieć walczyć o swoje...nawet w kosciele...jesli chodzi o problemy jakie powoduje u mnie celiaka to jest ich za duzo i nie mam teraz czasu by o nich pisać a o niektórych nie mogę bo znam twój stosunek do niektórych kwestii i nie chcę prowadzić zbędnej wymiany poglądów...pozdrawiam...
Awatar użytkownika
Ola*
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 441
Rejestracja: śr 15 lut, 2006 10:41
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Ola* »

Mówiąc prawdę myślę, że choroba nie utrudnia prawie wcale :D
Dzięki Bogu nie mam żadnych chorób towarzyszących, więc "jedyną" niedogodnością jest konieczność utrzymywania diety. Nawet nie zaopatruje się w sklepie z zżwnością bezglutenową (bo otwarty jest w tych godzinach, w których jestem w pracy :evil: ), przezwyczaiłam się już do moich ryżowych kromeczek i nawet jestem zadowolona, bo są niskokaloryczne, a ja od zawsze chcę schudnąć. :wink:

Zaczęłam jeść zdrowiej, kupować lepsze jakościowo produkty - szczególnie wędliny - nawet nie chcę wiedzieć co wcześniej jadłam :evil: I nawet w knajpach gdy umawiam się ze znajomymi jest fajnie, bo wszyscy sączą piwko, a ja winko lub jakieś kolorowe drineczki. Gdybym nie musiała, szkoda byłoby mi kasy... :wink:
Nie lubię tylko chodzić do restauracji i tłumaczyć kelnerom co mogę zjeść, ale ponieważ rzadko chodzę, to jest do przeżycia. Szczególnie tego nie znoszę gdy jestem pierwszy raz z ludźmi, którzy nie wiedzą nic o tym że jestem chora - bo później albo dziwnie patrzą, albo muszę wszystkim opowiadać i słuchać później jak wszyscy się nade mną użalają.
O gotowaniu pisałam już w innym wątku - gotuję w domu tylko bezglutenowo, mój maż je razem ze mną, nie ma w domu nic glutenowego poza chlebem męża.

W pracy choroba też mi absolutnie nie przeszkadza, powiem więcej - wychodzę na niej lepiej finansowo, bo pewnie ciągle kupowałabym sobie jakieś kanapeczki, drożdzówkieczki - a tak nie ma że boli, albo że nie chcę się robić - biorę jedzenie z domu.
Przynajmniej jedno pole, na którym opłaca się być celiaczkiem :D
Choć dziś akurat jest zły dzień żeby o tym pisać - zapomniałam reklamówki ze śniadaniem i jestem wściekła bo bardzo mam co jeść :( (poza starymi zapasami chlebka ryżowego które stały w szafce)

Na długi weekend jadę na normalny wyjazd zorganizowany - taka różnica między mną a innymi uczestnikami grupy, że nie wykupiłam obiadów - choć moi zdrowi znajomi też nie wykupili pełnego wyżywienia. Milej jest wybrać się do jakiejś knajpki zamiast jeść na stołówce (choć finansowo gorzej się na tym wychodzi :evil: )

Poza tym - bardzo bardzo staram się myśleć o diecie jak o jakiejś niedogodności z którą muszę żyć, a nie jak o ciężkiej chorobie. Pewnie że mam dni zwiątpienia, zaciskam zęby, płakać się mi chce jak idziemy ze znajomymi i okazuje się, że nie możemy iść na pizzę, albo gdy przez pół godzony szukamy knajpy w parku, w której da się kupić inny alkohol niż piwo. Wtedy jestem bardzo nieszczęśliwa i czuję się "inna". Ale z drugiej strony - jest tyle poważniejszych chorób, nieszczęść, które dotykają ludzi, że nie mam śmiałości użalać się nad sobą.
Awatar użytkownika
kfiatek
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 824
Rejestracja: czw 22 lip, 2004 11:11
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: kfiatek »

Magdalaeno, ja przez wiele lat uważałam, że tak naprawdę nic wielkiego mi nie jest - owszem, trochę bardziej uciążliwe, owszem, trochę bardziej kosztowne, ale poza tym wielu ludzi ma naprawdę gorsze choroby. Uważałam tak przez cały okres szkolno - studencki, co częściowo wiązało się pewnie z faktem, że nie byłam na swoim własnym utrzymaniu :wink: Dodam, że moja rodzina nie była i nie jest bogata, czasami finansowo bywało ciężko, ale jakoś trzeba było sobie dawać radę.
Dzisiaj nadal uważam, że nie jestem jakoś ciężko dotknięta przez los, choć trochę bardziej uświadomiłam sobie uciążliwość celiakii. To z kolei wiąże się z moim obecnym dołkiem finansowym, i z tym, że zdarzyły mi się sytuacje, gdy celiakia była dla mnie problemem w pracy. Ogólnie rzecz biorąc, uważam, że można żyć z celiakią nie zauważając jej prawie, pod warunkiem, że: ma się wystarczające dochody, stacjonarną pracę (tzn. nie w ciągłych rozjazdach), ogólnie optymistyczne nastawienie do życia (u mnie to chyba szwankuje :wink: ) oraz nie ma się dodatkowych utrudniających życie schorzeń i powikłań celiakii.
Usilnie staram się przypomnieć sobie przypadki, kiedy celiakia utrudniała mi życie, i są to, jak następuje:
1. w pracy: Po pierwsze, kiedy pracowałam w ciągłych rozjazdach, i nie znałam dnia ani godziny, kiedy mnie przerzucą w inne miejsce (do innego miasta). Co prawda, przysługiwały mi wtedy firmowe mieszkania z kuchnią, ale stres na tle: czy zdążę po przyjeździe zrobić zakupy i zrobić sobie lunch do pracy, ciągle był. Zazdrościłam wtedy ludziom, których jedynym problemem w tej sytuacji było spakowanie się i przejazd, bo lunch mogli sobie kupić w stołówce pracowniczej.
Po drugie, kiedy dzięki nadgodzinom i długim dojazdom do pracy miałam przez jakiś czas tak, że wychodziłam z domu o wpół do ósmej a wracałam najwcześniej o dwudziestej, jak nie o 22:00. Wtedy miewałam ciężkie stany na tle: ech, móc rzucić raz tym całym gotowaniem, i móc raz po prostu walnąć się spać. Niestety, nie było, że boli, bo znów jak sobie nie przygotowałam lunchu i obiadu na następny dzień, to zwyczajnie nie miałam co jeść.
Po trzecie, kiedy mnie wysyłali w delegacje, zwłaszcza zagraniczne, i musiałam wywalczyć sobie, że kiedy tylko się da, lokują mnie w firmowym mieszkaniu, a nie w hotelu. Nie zawsze było to łatwe i mam wrażenie, że było to postrzegane jako stwarzanie przeze mnie problemów. Raz, w innej pracy, zdarzyło mi się odmówić wyjazdu na tydzien w delegację, ponieważ ogólne warunki pracowo - mieszkalne pozwalały mi przypuszczać, że zachowanie diety będzie tam b.ciężkie. Później się okazało, że ta odmowa została potraktowana jako jeden z pretekstów do zakończenia współpracy ze mną. Nie czuję się w tym przypadku szczególnie pokrzywdzona jako celiak - ten pracodawca wywijał gorsze numery osobom z cięższymi chorobami, niż ja, więc cieszę się, że już tam nie pracuję.
2. Dieta utrudnia życie w podróży. Tu akurat radzę sobie zwykle bez większych problemów, przyzwyczaiłam się i nie postrzegam tego jako problem, przysłaniający świat. Ale fakt, że bez celiakii nie musiałabym aż tak planować. Fakt, raz jeden w całym moim życiu zdarzyło mi się, że odmówiono mi noclegu w schronisku młodzieżowym z powodu mojej diety. Konkretnie, powiedziano mi że miejsca są, ale kiedy spytałam o mozliwość śniadania wyjaśniając oczywiście powody, naraz okazało się, że mam do nich nie przyjeżdżać, bo nie. :evil:
3. Dla mnie osobiście największym problemem jest niezmiennie kwestia spotkań towarzyskich ze znajomymi i dalszą rodziną. Wiem, Magdalaeno, że tobie nie przeszkadza, jeśli inni jedzą przy tobie różne glutenowe pyszności, i strasznie ci tego zazdroszczę. Ja niestety miewam ataki ślinotoku i związane z tym ataki irytacji, zdołowania i złości na siebie i świat, że mam celiakię. To jest moja pięta Achillesowa - oprócz tego jednego, uważam się za osobę, która potrafi sobie nieźle poradzić z celiakią w życiu codziennym.

Aha, żeby nie było, na powyższe przykłady są wszystkim, co udało mi się przypomnieć sobie z perspektywy 30 lat z celiakią :wink: Dlatego nie twierdzę, że celiakia bardzo utrudnia życie, ale mogę zaryzykować twierdzenie, że utrudnia je trochę. :D
Ostatnio zmieniony czw 27 kwie, 2006 12:53 przez kfiatek, łącznie zmieniany 2 razy.
"Denerwować się - to karać własne ciało za głupotę innych"
Awatar użytkownika
asiar
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 394
Rejestracja: ndz 22 sty, 2006 11:08
Lokalizacja: Pomorze

Post autor: asiar »

Piszę oczywiście z punktu widzenia obserwatora mojej córki i zauważam, że dieta stanowi dla niej bardzo duży problem, gdy jej klasa (IV) wyjeżdża gdzieś na parę dni, a ja jej nie puszczam, bo boję się, że jeszcze sama nie zadba o dietę (co na pewno może się zmienić za parę latek), czasem z przykrością patrzy na produkty, które pamięta sprzed trzech lat (sprzed diety), natomiast dla mnie to spory problem finansowy - najbliższy porządny sklep - 70 kilometrów, a za przesyłkę też trzeba płacić. Nie dołuję się, bo miałam do czynienia np. z dziećmi na wózkach i to jest dopiero utrudnienie
Awatar użytkownika
kabran
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1838
Rejestracja: sob 22 paź, 2005 09:52
Lokalizacja: Lublin

Post autor: kabran »

Bardzo dobre pytanie. I muszę przyznać, że zastanawiam się nad nim od rana. Moja sytuacja jest dosyć nietypowa, gdyż dieta bg i ewentualna celiakia stanowi tylko dodatek do poważniejszych schorzeń, dlatego mój obraz sytuacji jest trochę "skrzywiony"... Ale po głębszym namyśłe odpowiedź brzmi tak: sama choroba/dieta nie jest sytuacją na tyle trudną, aby mówić o drastycznym pogorszeniu standardu życia (ufff... :wink: ). Dla mnie trudne są inne sprawy i sytuacje, z dietą bezpośrednio związane:
1) trudny dostęp do żywności bg. W moim mieście (wojewódzkim!) jest jeden sklep w którym można dostać coś "ludzkiego" do jedzenia. Internet ratowałby sytację gdyby nie koszt związany z zakupem oraz dziwna działalność Poczty Polskiej, która dostarcza paczki w godzinach, gdy jestem w pracy (a nie pracuję na nocną zmianę :wink: ).
2) Koszt diety - długo można pisać, ale już tyle o tym powiedziano....
3) Stosunek otoczenia do mnie - chudego dziwoląga "notorycznie na diecie". Po dziurki w nosie mam już ciągłego tłumaczenia (i zwyczajnie nie mam na to ochoty, nie każdego muszę wprowadzać w swoje problemy zdrowotne), a głupim komentarzom albo choćby totalnemu brakowi zrozumienia końca nie ma. Tolerancja jest towarem deficytowym, a ja nie mam ochoty tatuować sobie na czole "jestem na diecie bo jestem chora". Przykłady? W Święta komentarz teścia: "zacznij dziewczyno wreszcie jeść normalnie, bo się wykończysz". Imieniny w pracy (nie-moje): o! a dla pani to nic nie ma, bo pani to ciągle na diecie.... (tu złośliwy uśmieszek). Imprezka w pracy: "no, niech się pani częstuje, od jednego kawałeczka pani nie utyje!" (spojrzenie j/w).
4) miejsca publiczne/podróże - to jest osobny temat, niejednokrotnie już na Forum poruszany...
kfiatek pisze:Dla mnie osobiście największym problemem jest niezmiennie kwestia spotkań towarzyskich ze znajomymi i dalszą rodziną.
Staram się unikać sytuacji, gdy musiałabym korzystać z restauracji. Ale nie chcę być wyrodną matką i czasem swoje dziecko zabieram na pizzę... I jest to kolejny sposób na ćwiczenie silnego charakteru. Bo ja mogę z reguły zamówić tylko sałatkę, składającą się z ..... sałaty i garści pogardliwych spojrzeń kelnerki. O spotkaniach z rodziną już pisałam...
Magdalaena, ja myślę, że Ty masz po prostu szczęście obracać się w towarzystwie ludzi na poziomie. Niestety, nie każdemu jest to dane. Ale nie załamujmy się, przecież idzie ku lepszemu, prawda? Już niedługo, dzięki naszej wspólnej pracy nad kampanią informacyjną sprawy celiakii nie będą miały tajemnic nawet przed panią Krysią z warzywniaka... Prawda? :D
(wszystkie osoby występujące w relacji są niestety prawdziwe, z wyj. pani Krysi).
The quickest way to an enemy's heart is through his ribcage.
Nie, nie jestem lekarzem... I mam Crohna.
Obrazek
Awatar użytkownika
kfiatek
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 824
Rejestracja: czw 22 lip, 2004 11:11
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: kfiatek »

kabran pisze: W Święta komentarz teścia: "zacznij dziewczyno wreszcie jeść normalnie, bo się wykończysz". Imieniny w pracy (nie-moje): o! a dla pani to nic nie ma, bo pani to ciągle na diecie.... (tu złośliwy uśmieszek). Imprezka w pracy: "no, niech się pani częstuje, od jednego kawałeczka pani nie utyje!"
No tak, o tym zapomniałam. Głupie komentarze :evil: Kabran, ty to jednak masz anielską cierpliwość - mnie by w/wym sytuacjach szlag trafił i zapewne dałabym ujście tej gorszej stronie mojego charakteru. Chociaż nie, bądźmy szczerzy - ponieważ pokarało mnie niestety spóźnionym zapłonem, to zapewne miałabym cały zestaw ciętych odpowiedzi, ale, choroba, dopiero parę minut po fakcie :lol: I potem męczyłabym się z tym przez następne parę dni :wink: Może załóżmy jakiś wątek z listą najczęściej spotykanych głupich uwag i listą ciętych replik na nie?
"Denerwować się - to karać własne ciało za głupotę innych"
Awatar użytkownika
kabran
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1838
Rejestracja: sob 22 paź, 2005 09:52
Lokalizacja: Lublin

Post autor: kabran »

kfiatek pisze:pokarało mnie niestety spóźnionym zapłonem,
No, ja mam dokładnie to samo... A w tej konkretnej sytuacji to się po prostu poryczałam. I chowałam po kątach. I tłumaczyłam gęsto teściowej. Czyli ewidentnie zrobiłam z siebie idiotkę.... (ale teść zadzwonił po Świętach z przeprosinami).
kfiatek pisze:Może załóżmy jakiś wątek z listą najczęściej spotykanych głupich uwag i listą ciętych replik na nie?
Ja jestem za! Wydrukuję sobie te repliki i będę nosić przy sobie. W sytuacjach drastycznych zastosuję jako tajną broń. :D :D :D Liczę na Waszą inwencję!!! (skoro własnej nie posiadam :wink: )
The quickest way to an enemy's heart is through his ribcage.
Nie, nie jestem lekarzem... I mam Crohna.
Obrazek
Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Magdalaena »

Słuchajcie, strasznie Wam współczuję jeśli chodzi o zachowanie otoczenia.
Jestem na diecie niecałe trzy lata, a przez ten czas nikt ze znajomych ani rodziny nie powiedział mi nic przykrego. Spotykałam się ze współczuciem, niedowierzaniem, gotowością do szukania dla mnie jako gościa odpowiedniego jedzonka czy pójścia do knajpy, gdzie ja mogę coś jeść. Co do odmawiania jedzenia glutenowego stwierdzenie, że "nie mogę tego jeść, bo jestem uczulona" (czasami nie chce mi się dokładnie tłumaczyć co to celiakia) powodowało zakończenie wszelkich prób częstowania. Może lepiej nie używać słowa dieta, które wielu osobom kojarzy się z odchudzaniem ?

Owszem zdarzały mi się głupie komentarze ekspedientek czy kelnerek, ale nie są to osoby na których zdaniu mi zależy i przyzwyczaiłam się już. (na forum "dla biuściatych" wyborczej jest cały wątek o ekspedientkach, które przekonują posiadaczkę biustu 70G, że stanik 95C będzie dla niej w sam raz).
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
dorota krypa
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 227
Rejestracja: wt 04 paź, 2005 12:15

Post autor: dorota krypa »

Dieta na pewno jest utrudnieniem dla osób na diecie bezglutenowej ,czy innej i okazuje się ,że ludzie dorośli są bardziej okrutni.
Moja córka ma 9 lat,chodzi do II klasy. Koleżanki i koledzy przyjęli to bardzo wyrozumiale jak na małe dzieci.Wiedzą,że Ania nie może jeść tego jedzenia co oni.
Jest jeszcze na diecie bezmlecznej.Pytają się jej czy może to zjeść i na razie od dzieci nie doznała żadnych przykrości. To zależy od wychowania ,kultury innych ludzi i ich wiedzy na temat diety. Jak ktoś nie rozumie i nie stara się zrozumieć innego człowieka to są takie h
istorie jakie tu opisujecie.Ja nie jestem na żadnej diecie ,ale rozumiem wasze rozterki.Mam jeszcze jedną córkę , bardzo często chorowała( ma 12 lat) na szczęście teraz jest w porządku. Zyczę wszystkim bezglutenowcom optymizmu i nie zwracania uwagi na głupie docinki. :lol:
Awatar użytkownika
vixi
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 831
Rejestracja: wt 05 paź, 2004 16:59
Lokalizacja: Tarnowskie Góry

Post autor: vixi »

magdaleno mi też w dorosłym życiu nikt nic złego nie powiedział oprócz jednego lekarza który stwierdził, że w tym wieku celiakia to wstyd, bo chyba zatrzymał sie na prehistorii kiedy mówiono że to choroba wieku dziecięcego...ale nie przeszłaś celiakii od początku od urodzenia czy od maleńkości - DZIECI SĄ NAJBARDZIEJ OKRUTNE ja słyszałam , począwszy od tego, że mój chleb śmierdzi przez to , że mam uważać żeby innych nie pozarażać, że jak nie zjem ciastka to jestem głupia i tego typu głupie odzywki dzieciaków, teraz bym sie tym nawet nie przejęła ale z dzieciństwa coś zostało jakiś nieuzasadniony wstyd, dlatego np. na urodzinach jak mnie częstowali normalnym jedzeniem kiedy byłam mała i mówili masz troszeczkę ci nie zaszkodzi to chowałam jedzenie po kieszeniach a potem wyrzucałam - a potem to już coraz mniej chodziłam na takie dziecięce imprezy...
Catalina
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 4
Rejestracja: śr 05 lip, 2006 14:29
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Catalina »

Ja wlasciwie nie moge narzekac - rodzinka jakos sie do tego faktu przyzwyczaila i nawet bracia potrafia mi kupic zapas wafli ryzowych, jak je gdzies wypatrza w dobrej cenie - smieja sie tylko, ze mi zapas styropianu kupili. Czasem zdarza sie, ze nie mam obiadu, bo moja mama (gotuje wszystkim) czasem zapomina, ze ja nie moge maki i nia doprawi sos. Tyle, ze wiem, ze nie robi tego specjalnie i zawsze sie stara wtedy zrobic mi cos innego.

Moj chlopak to chodzaca cierpliwosc. Bylismy razem, kiedy sie okazalo, ze mam celiakie. Zawsze plinuje, zeby miec cos bezglutkowego dla mnie i nie marudzi, ze troche inne rzeczy gotuje.

Znajomi wiedza, ze pewnych rzeczy jesc nie moge. I tez nie ma z tym problemu.

Uciazliwe sa wyjazdy na urlop. Trudno cos zjesc na miescie.

Nie ma co ukrywac - jedzenie bezglutenowe jest drozsze niz normalne, ale nie ma tez co przesadzac, bo zawsze mozna znalesc jakies tansze sklepy albo nie tak drogie rzeczy.


Mi sie wydaje, ze to jak sie czujemy z nasza dieta zalezy przede wszystkim od naszego nastawienia.

:)
Gosiuuunia
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 363
Rejestracja: pn 17 lip, 2006 00:31
Lokalizacja: Łódź

Post autor: Gosiuuunia »

Mój chłopak też mnie bardzo wspiera. Czasem łapię dołki z powodu diety, ale on stara się coś zrobić żeby mi choć troche ułatwić życie. Moje koleżanki też zaczeły czytać składy produktów. Wczoraj poszłam do koleżanki (uczyłyśmy się matmy) i kupiła soczek specjalnie dla mnie, bez syropu glukozowo-fruktozowego. Naprawde się ciesze że mam takich znajomych.
Awatar użytkownika
Patka
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 527
Rejestracja: ndz 28 lis, 2004 17:31
Lokalizacja: Toruń

Post autor: Patka »

Mi sie wydaje, ze to jak sie czujemy z nasza dieta zalezy przede wszystkim od naszego nastawienia.
i od tego czy przejmujemy sie zdaniem innych .. tu na forum pierwszy raz zobaczyłam co to kompleks diety i niższa samoocena z tego powodu :( JA nigdy tego nie doswiadczałam ... wszyscy akceptuja moją diete wspierają mnie. mój mąż ma alergie pokarmowe więc wie jak to jest żyć z dietą eliminacyjną i ze to wcale nie jest trudne właśnie jak sie ma pozytywne nastawienie ... co mnie flustruje to że czasme nieświadomie podjem ...
Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Magdalaena »

Zgadzam się z Patką. Mam wrażenie, że wszyscy bliscy z mojego otoczenia podchodzą pozytywnie do diety, starają się pamiętać o jedzeniu dla mnie, nie robią głupich uwag itp.
Wydaje mi się to oczywiste.
Jeśli ktoś postępuje inaczej to tak jakby dłubał wykałaczką w zębach przy stole.

W tej sytuacji opis zachowania ukochanego Cataliny wydał mi się taki sztucznie pozytywny. Facet robi normalną, naturalną rzecz - to miło, ale nie ma co popadać w zachwyt.
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
ODPOWIEDZ