Witajcie, Mam 32 lata, na diecie bezglutenowej jestem już prawie dwa miesiące. Diagnoza na podstawie wyników: biopsja - zanik kosmków wg Marsha typ 3c, przeciwciała przeciw transglutaminazie tkankowej IgA > 200 RU/ml. Przed diagnozą to co najbardziej mi doskwierało to strasznie uciążliwe wzdęcia. Po wstaniu rano brzuch jest dość mały, jest to przyjemne uczucie lekkości. Jednak po każdym kolejnym posiłku robi się coraz ciężej, a na wieczór wyglądam jakbym była w 6 miesiącu ciąży

Dodam, że ogólnie jestem drobniutką osobą - mam 160 cm wzrostu i ważę 50 kg

Myślałam, że po przejściu na dietę to się jakoś bardzo szybko zmieni, ale właściwie nie widzę nadal jakiejś wielkiej poprawy. Staram się jeść lekkostrawnie, wyeliminowałam mleko krowie w czystej formie - jadam tylko jogurty naturalne i ser żółty (nie dużo, nie codziennie, ale mam wrażenie, że akurat ser nic nie pogarsza). Nie przyjmuję żadnych leków, probiotyków ani suplementów, bo mój gastrolog powiedział, że to wszystko samo się unormuje tylko mam uzbroić się w cierpliwość. Powiedzcie, z jakiego powodu nadal mam wzdęcia? Dlatego, że mam tak bardzo zniszczoną śluzówkę i musi minąć czas zanim to wszystko wróci do normy? Dlatego, że mam całkowity zanik kosmków, więc upośledzone jest wchłanianie - i stąd wzdęcia? Czy dlatego, że jem nadal rzeczy, których może nie powinnam i one szkodzą najbardziej? Czyli np mleko krowie, które jest jakby nie patrzeć w składzie wielu produktów w mniejszej lub większej ilości... Chciałabym to jakoś wszystko zrozumieć, logicznie sobie wytłumaczyć.
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
Pozdrawiam serdecznie, Kamila