Toż mówię, że
w głębi duszy, a nie zewnętrznie!

Nie mam ok. metra wzrostu i obrośniętych stóp

Nawet, jakimś cudem, nie jestem "puszysta"... Natomiast:
- wymyślanie nowych potraw i modyfikowanie jedzenia mam głęboko zakorzenione - to coś tak naturalnego, jak oddychanie
- jeszcze nie skończę żuć jednego, a już w zasadzie myślę o następnym
- jestem głodna!!!

programowo. W tych krótkich przerwach między posiłkami

Moja siostra ujmuje to uroczym: "o, znów musisz nakarmić tasiemca?"
- nawet w dzikiej głuszy, na biwaku pod namiotem, tworzę urozmaiconą żywność, wywołując we współtowarzyszach biwaku ataki zdumienia - że mi się chce tak bawić
- jak wchodzę w las, włączają mi się szperacze

Tzn, zamiast patrzeć na krajobraz i rozkoszować się nim, mój wzrok automatycznie przestawia się na przepatrywanie runa leśnego pod kątem czegoś jadalnego. Poważnie!

Grzyby, jagody, maliny, jeżyny - jeśli będzie tylko cokolwiek jadalnego, to ja to na pewno znajdę. A potem zutylizuję!