Kofi, ja jestem na diecie dopiero od listopada. Niektórym znajomym, jak mówię, że od 4 miesięcy nie jem glutenu, wydaje się, że to długo. A dla mnie to ciągle początki, uczenie się i macanie tego wszystkiego.
Uniaczek, tak, mam nadzieję, że z czasem osiągnę taką perfekcję w odnajdywaniu się w bezglutenowym świecie, jak Ty, czy Gronkowiec. Ja i moi bliscy.
Łatwo powiedzieć: ja gotuję, ja rządzę, a komu nie pasuje to niech sam sobie szykuje. To się nie sprawdza, gdy masz dzieci. Mąż zjada wszystko bez narzekania (Byle cebuli w tym nie było, bo nienawidzi

). Czasem stwierdzi, że te kotlety są twardsze, albo sos taki kiślowaty (mąka ziemniaczana), ale zjada. Natomiast dzieci... No to jest inna bajka. Jeszcze nie dorośli do tego, żeby gotować sobie samodzielnie, a jeśli już młodszy (9lat) się za to bierze, to... różne są efekty... Starszy (11lat) w ogóle się nie interesuje kuchnią. A je starsznie wybiórczo. I winna temu jest jego choroba, ZA(spektrum autyzmu). Czasem kropka na ziemniaku może zepsuć cały obiad. Chciałabym, żeby dzieci miały dobry obiad, zjadły go ze smakiem i żeby to nie były skrzydełka z KFC. Bo tak byłoby najprościej i tak robią mamy ich kolegów. A ja jak don kichot walczę z chipsami, coca colą i fast fudami.
Po co ja narzekam na męża, który sieje okruchy, a potem go bronię?

No bo jak sobie ponarzekam to mi lżej.

I jeszcze ktoś napisze, że u niego też tak jest, to mi raźniej, że nie jestem sama. A może łatwiej nabrać dystansu do tego wszystkiego, jak się to opisze?
Mamę poprosiłam, żeby na święta nic bezglutenowego nie szykowała, przyniosę swoje jedzenie dla siebie. Zobaczymy jak się rozwinie:)
Kaszkę kukurydzianą sypałam do mielonych, to były te twardsze

. Z kaszą jaglaną spróbuję przy najbliższej okazji.